Dawno temu, co prawda nie za górami, ale za to za granicą z Niemcami, a to nawet gorzej, był sobie gość o imieniu Faust. No i ten Faust miał bardzo dużo wolnego czasu, więc łaził w różne dziwne miejsca. Na przykład do piekła i na Dworzec Główny w Poznaniu, co wbrew pozorom nie wychodzi na jedno, bo w piekle kible są za darmo. No więc ta legenda nie jest o Fauście, tylko o naszej polskiej odpowiedzi na Fausta, czyli Panu Twardowskim, który też przepadał za spacerami, ale jeszcze bardziej lubił cwaniakować.
Krążą zresztą plotki, że Twardowski też był Niemcem, który przyjechał do Polski zarabiać, a że akurat nie było sezonu na truskawki, to najął się u króla Zygmunta Augusta w roli telefonu Polska-Zaświaty. To znaczy pomagał królowi pogadać z królową nieboszczką, kiedy władca nie mógł znaleźć czystych gatek.
Zanim jednak Pan Twardowski, czy tam Her Hartman, jak kto woli, zdobył magiczne moce i kierunkowy do piekła, zawarł pakt z diabłem. Wzrok was nie myli. Można być szlachcicem w średniowiecznej Polsce, czyli całkiem nieźle trafić na loterii przeznaczenia, a i tak łazić po krzakach i szukać rogatych wrażeń. Nie wiadomo dokładnie, jak Twardowski dopadł diabła. Może o północy na rozstaju dróg, a może w urzędzie skarbowym. W każdym razie podpisał z nim cyrograf, na mocy którego Pan Szatan dawał Panu Twardowskiemu moce magiczne jak u Copperfielda, tego gościa, co zajumał Pałac Kultury.
Czytaj też: Za jakie grzechy?! Czyli legenda o stworzeniu Kaszub
Amnestia dla magicznych znachorów
No i się zaczęło. Twardowski poszedł ze swoimi nowymi mocami na całego, urządzając po dworach hologramowe projekcje zmarłych małżonek w systemie Pay Per Duch.