Pocztówka z końca świata
Pocztówka z końca świata. Odwiedzamy Ziemię Ognistą, dalej już się prawie nie da
Ziemia Ognista to w dużej mierze góry, niektóre z lodowcami, po części trawiaste równiny, ale także mokradła, na których rozprzestrzeniły się bobry (sprowadzono je tu swego czasu z myślą o handlu futrami). Roślinność jest tu raczej uboga, wysmaganych wiatrami lasów niewiele, nawet latem jest szansa na śnieg. A jednak turystów w tym, wydawałoby się mało przyjaznym, regionie jest sporo, przede wszystkim w największym tu mieście, czyli argentyńskim Ushuaia. Wszystko tu działa pod hasłem „Końca (krańca) świata”. Jest więc latarnia „końca świata”, pociąg „końca świata”, hotel, poczta, a nawet więzienie (zamienione obecnie na muzeum) owego „końca świata”. Nic dziwnego. Ushuaia to najbardziej na południe wysunięte miasto Ziemi. Działające na turystów niczym magnes wrażenie wyjątkowej lokalizacji wzmacniają wycieczki do Parku Narodowego Ziemi Ognistej, gdzie jednym z popularnym punktów fotograficznych jest miejsce, w którym kończy się słynna, ciągnąca się przez obydwie Ameryki droga Panamericana. Stosowny napis informuje, że na Alaskę mamy stąd, bagatela, 17 848 km. To dowód na to, że znaleźliśmy się na samym krańcu Ameryki Południowej.
Nazwa tego terenu ma swoje uzasadnienie w historii. Kiedy w 1520 r. dotarli tutaj pierwsi eksploratorzy, żeglarze z flotylli Magellana, ich uwagę przyciągnęły ogniska palone na brzegach przez miejscowych Indian. Biali przybysze używali początkowo sformułowania: Ziemia Dymu. Korekty dokonał po powrocie marynarzy do Europy sponsorujący wyprawę hiszpański król Karol V Habsburg. Stwierdzając, że nie ma dymu bez ognia, monarcha uznał, że „Ziemia Ognista” lepiej brzmi – i tę właśnie nazwę zapisano na mapach. Jeszcze w końcu XIX w. liczbę rdzennych mieszkańców z plemienia Yamana (inaczej Yagan) oraz Selk`nam (inaczej Ona) szacowano na ok.