Ludzie i style

Legenda o Karkonoszach i o tym, dlaczego nie można kobiety samej z rzepą zostawić

Legenda o Karkonoszach Legenda o Karkonoszach Marek Maruszczak/AI / •
Rzepiór zakochał się bez pamięci. Porwał Emmę i zamknął ją w wieży, bo usłyszał w śniadaniówce, że miłość to więzienie.

Dawno temu w Karkonoszach był sobie Duch Gór, gość z brodą tak gęstą, że mieściła kompletny ekosystem – dwie rodziny saren, trzy gniazda czarnego bociana i zaginionego turystę z Holandii. Duch znany był jako Rzepiór, co brzmi jak imię dzieciaka, który w podstawówce żarł plastelinę i zapijał wodą z akwarium.

No i ten brodaty pan Karkonoszy, niby władca, niby strażnik przyrody łamane przez kolekcjoner surowców wtórnych, stwierdził nagle, że zrobi sobie dzień wolny od bycia wszechmocnym duchem i zamieni się w… wiewiórkę.

Nie w sokoła, nie w jelenia, nawet nie w łabędzia, złoty deszcz czy inne sporty wodne jak koledzy po fachu. W wiewiórkę. Czyli taką mysz, która chciałaby być lisem, ale została dziadkiem do orzechów. I co robi w formie zwiewiórczonej? Siedzi na gałęzi i podgląda dziewczyny kąpiące się w pobliskim strumieniu. Z całym szacunkiem, ale jeśli twój pomysł na relaks to podglądanie golizny w przebraniu gryzonia, to pora zainwestować w komputer, bo dostęp do szybkiego internetu to często jedyna granica pomiędzy zwyrolem a koneserem kinematografii.

Czytaj też: Legenda o tym kamiennym niedźwiedziu z Warszawy, co go nadaremno ludzie ujeżdżają

Co tu się odwarzywiło?!

Wśród podglądanych dziewcząt jedna była wyjątkowa – księżniczka Emma, złotowłosa, eteryczna, dokładnie taka, jakie lubią duchy gór zaklęte w wiewiórki. Nic dziwnego, że Rzepiór nie miał szans. Zakochał się bez pamięci i jak przystało na nadprzyrodzonego zboka – porwał Emmę i zamknął ją w wieży. Bo usłyszał w śniadaniówce, że miłość to więzienie.

Emma, jak każda dziewczyna uwięziona przez boskiego zbereźnika, miała pewne… wątpliwości. To znaczy zwyzywała Rzepióra od rudych oszołomów i odmówiła dalszej współpracy. Więc co zrobił nasz romantyk? Dał jej rzepę. I mówi:

– Ta rzepa zostanie twoim przyjacielem!

Emma patrzy na rzepę, potem na Rzepióra i znowu na rzepę, po czym przerywa milczenie, bo jednak sytuacja była z gatunku: co tu się odwarzywiło.

– Ale że co, mam sobie namalować na niej buźkę i odstawiać „Cast Away – poza światem”?

Na to Rzepiór tłumaczy, że nie, bo nie chodzi o tę współczesną (powiedzmy) kinematografię, tylko o inną, bo ta rzepa jest transformersem. To znaczy może się zamienić w dowolną osobę, którą sobie Emma wymyśli, i już nie będzie samotna, kiedy on, Rzepiór, w ciele jakiegoś leśnego stwora będzie podglądał ludzi nad rzeką, czyli załatwiał ważne leśne sprawy.

Emma, jako jedyna osoba z IQ powyżej temperatury wrzenia wody w tym układzie, wyczuła okazję i mówi:

– Nie no, superpomysł. Serio, elegancki, taki… wegański. Ale wiesz co? Chcę WIĘCEJ rzep. Tyle, żeby zrobić całą rodzinę, no i dworzan.

I gość serio na to poszedł. Zaczął zbierać rzepę po całych Karkonoszach, bo Emma dała mu listę gości jak na koncert Metalliki na Narodowym.

Czytaj też: Legenda o trzech faunach, czyli kto ten (nie)cały Śląsk wymyślił

Zrobiony na rzepowo

A co w tym czasie robi nasza rzepiara? Bierze prezent od górskiego amanta i zmienia rzepę w pegaza, po czym odlatuje na koniu ze skrzydełkami przez okno.

W końcu utyrany jak bolciarz w sobotę wieczorem Rzepiór wrócił do pustej wieży i zobaczył, że został zrobiony na rzepowo. Wpadł przez to w taką wściekłość, że nie tylko mu się warzywa kapustowate porozsypywały (stąd się wzięli górale sudeccy), ale gość w nerwach zburzył własny zamek.

Od tej pory Rzepiór chodzi nie dość, że obrażony i bezdomny, to w dodatku po górach. Jakby tego było mało, z dumnego władcy Karkonoszy zamienił się w ofiarę żartów i wyzwisk turystów, którzy nazywają go Liczyrzepą, co z jakiegoś powodu uznał za gorsze niż Rzepiór. Wkurza się więc regularnie i wywołuje burzę z gradem albo huragan i krzyczy, że kto się przezywa, tak się sam nazywa.

To już koniec legendy. A jaki z niej morał? Daj babie rzepę, to nawieje przez okno.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną