Ludzie i style

Legenda o tym kamiennym niedźwiedziu z Warszawy, co go nadaremno ludzie ujeżdżają

Legenda o kamiennym niedźwiedziu Legenda o kamiennym niedźwiedziu Marek Maruszczak/AI / •
Traf chciał, że gawra należała do niedźwiedzicy, która miała kryzys tożsamości gatunkowej, bo zamiast małego wtranżolić z czosnkiem, niedźwiedzim oczywiście, to Gniewka wychowała.

Rzecz dzieje się na Mazowszu w czasach, kiedy 200 m od Pałacu Kultury jedyną rozrywką było gapienie się na drzewa. Gdzieś między tymi drzewami żył sobie gość o imieniu Sędzimir – fachowiec od pszczół, ale nie Wodecki, tylko zwykły bartnik. Miał żonę (imię nieważne, bo i tak zaraz zginie), córkę Milenę i syna Gniewka. Wszystko fajnie, więc – jak się domyślacie – coś się zaraz pochrzani.

Czytaj też: Legenda o trzech faunach, czyli kto ten (nie)cały Śląsk wymyślił

Niedźwiedzi kryzys tożsamości

No i się pochrzaniło. Sędzimir złapał gościa, który mu odstawiał „Ocean Eleven: edycja Stumilowy Las” na ulubionym ulu. To znaczy kradł miód jak Puchatek na głodzie. Zamiast zrobić kolesiowi z tyłka jesień (bo akurat było średniowiecze), oddał go w ręce prawa i, hehe, sprawiedliwości.

Złodziej po odsiadce uznał, że zamiast na terapię pójdzie podpalić bartnikowi chałupę. Sędzimir próbował ratować rodzinę, ale ogień powiedział: „Uno reverse!” – i nie tylko nie zgasł, ale w dodatku zjarał Sędzimira. Żona bartnika zeszła krótko po małżonku, bo co tak będzie sama z dzieciakami siedzieć.

Została Milena – całkiem ogarnięta pannica – i Gniewko, który był bachorem o sile tura i zdolności skupienia wodoru. Pewnego dnia Milena wyszła dosłownie na chwilę, a ten raczkujący Chuck Norris rozwalił dębowe drzwi, jakby były z papieru albo, co gorsza, z Ikei. Następnie dał nogę i zasnął sobie w niedźwiedziej gawrze, bo takie rzeczy robią dzieci, kiedy rodzice nie patrzą.

Traf chciał, że gawra należała do niedźwiedzicy, która chyba miała jakiś kryzys tożsamości gatunkowej, bo zamiast małego wtranżolić z czosnkiem, niedźwiedzim oczywiście, to go wychowała.

Czytaj też: Legenda o Poznaniu, Kruczym Królu i o tym, jak człowieka zmienia dieta

Tajniki depilacji woskiem pszczelim

Pięć lat później książę Janusz I z żoną Danutą urządzili polowanie – taki Netflix, tylko z pijaństwem zamiast chillowania – i natknęli się na gawrę. Niedźwiedzica wkurzona, ekipa myśliwych gotowa do strzału, a tu nagle między niedźwiedzią matką a bandą łowczych staje Gniewko – jak skrzyżowanie Mowgliego z Gandalfem – tylko zamiast „You shall not pass!” krzyczy coś trochę po polsku, a trochę po niedźwiedziemu (w ten sposób powstał akcent praski). Księżna Danuta na widok dziecka wychowanego przez niedźwiedzie i warczącego na dorosłych chłopów krzyknęła tylko: Jaki słodki! Możemy go zabrać do domu?

No i zabrali.

Gniewko dorastał na dworze, wyprzystojniał, nabrał ogłady i poznał tajniki depilacji woskiem pszczelim. Księżna zaś traktowała go jak własnego syna.

Milena w tym czasie ogarniała życie u miejscowej szeptuchy – baby, która była lokalnym odpowiednikiem doktora House’a, tylko że zamiast tocznia diagnozowała wszystkim suchoty. Milena nauczyła się od szeptuchy fachu, wyszła za mąż, przeniosła na Saską Kępę i ratowała ludzi, zwierzęta i czasami facetów po bardziej udanych weselach. Cały czas szukała Gniewka, ale bez sukcesów.

Czytaj też: Legenda o księżnej, księciu i co z człowiekiem robi mieszkanie w Opolu

Pobudka prawdziwej miłości

Gniewko natomiast pewnego dnia zobaczył Jadwigę, córkę złotnika, i pokochał ją jak zapalniczka płomień albo wokalista drugą połówkę, kiedy pierwszą już wypił. Chłopak był jednak tak nieśmiały, że przez pół roku chodził z miną, jakby mu kasza z omastą urządziły w żołądku podział dzielnicowy. Kiedy w końcu zebrał się na odwagę, poszedł do kościoła, żeby ogarnąć plan oświadczyn. Pech chciał, że trafił na ślub – Jadwigi z jakimś innym gościem.

Chłopak padł na kolana i ryczy, ludzie się zlecieli, żeby go ratować, ale serce Gniewka pękło z żalu. W tłumie była jednak Milena. Rozpoznała brata i zrobiła jedyną logiczną rzecz w tej sytuacji – zamieniła go w kawał skały.

– Nie umrzesz, tylko skamieniejesz, mój kochany bracie. Obudzi cię zaś prawdziwa miłość.

I Gniewko – bach – zamienił się w kamiennego miśka. Tak więc dziś, przed Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej na Świętojańskiej, możecie zobaczyć syna bartnika zrobionego dwa razy na szaro: raz, bo w skałę o odcieniu „Polska czasów transformacji”, a dwa, bo prawdziwa miłość musi być konsensualna, a ciężko powiedzieć „tak” z kamieniem zamiast języka.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną