Piętnastominutowy (k)raj
Piętnastominutowy (k)raj: niezwykła Czarnogóra. Z Polski lepiej ruszyć tu koleją
Kilka lat temu głośno zrobiło się o koncepcji 15-minutowych miast. W takim mieście podstawowe potrzeby da się zaspokoić w kwadrans spaceru lub przejażdżki na rowerze. Pomysł szczytny, ale dlaczego nie pójść o krok dalej? A może wakacje w 15-minutowym państwie?
Oczywiście jest w tym pewna przesada: to długość – niestety – jazdy samochodem, co więcej, wyłącznie poza szczytem sezonu. Nie zmienia to faktu, że Czarnogóra oferuje niezwykłe bogactwo krajobrazów i doznań na niewielkiej przestrzeni. Mniej więcej kwadrans wystarczy, by ze stolicy dotrzeć nad malownicze Jezioro Szkoderskie, a stamtąd już tylko kilkanaście minut dzieli nas od wód Adriatyku. Czarnogóra, nomen omen, ma wiele do zaoferowania także miłośnikom gór. „Gdyby nas rozprasować, bylibyśmy więksi niż Rosja” – powiedział mi kiedyś z kamienną twarzą dumny Czarnogórzec.
Z Polski łatwo tam dolecieć, ale dla spragnionych przygód jest ciekawsza opcja: zbudowana za czasów Jugosławii linia kolejowa Belgrad–Bar gwarantuje zapierające dech w piersiach widoki. Jako miłośniczka socmodernizmu zamiast plaż w Barze oglądam dom towarowy z lat 80. przypominający trzy meksykańskie kapelusze, które rozsiadły się na centralnym placu miasta (przy okazji warto zgłębić nurt muzyczny yu-mex, mariaż lokalnych melodii z rytmami i estetyką prosto z Meksyku). Zwolennikom tradycyjnych atrakcji z pewnością spodobają się położone nieopodal ruiny starego Baru. Po drodze warto dać się namówić lokalnym sklepikarzom na szklankę świeżego soku z granatu.
Ten drugi najmłodszy kraj w Europie, formalnie niepodległy od 2006 r., szczyci się bogatą tradycją. Czarnogórcy uważają się za naród honorowy: za bitnych górali, którzy nigdy nie zostali pokonani przez Turków Osmańskich. Jeszcze niedawno funkcjonowało tu prawo klanowe – dziś jego przejawy widać przede wszystkim w silnych więzach rodzinnych i przyjacielskich.