Ofiary lajnapu
Ofiary lajnapu. Tą wizją można straszyć dzieci. Objaśniamy nowe słowa
W dyskusjach o letnich festiwalach zderzają się często ze sobą dwie oferty: bytowa i artystyczna. W ramach tej pierwszej wciąż straszą wprawdzie paragony grozy, zarówno w strefie gastro (gastronomicznej), jak i na stoiskach z merchem (produktami z marką festiwalu lub logotypami jego gwiazd), ale doszło też ostatnio do wielu przełomów, takich jak darmowa woda dostarczana w beczkowozach na teren imprezy albo nawet rollbary (wózki na kółkach) z wodą gazowaną, które promował niedawno BitterSweet Festival. Można wypełniać taką kranówką lub wodą gazowaną zabrane z domu bidony. Ale takie atrakcje nie zastąpią tej najważniejszej – jak to ujęli uczestnicy jednego z forów: „Fajnie, że mają designerski beczkowóz, ale line up się nie broni”.
„Line-up” (lub „line up”, czasem w spolszczonej wersji „lajnap”) to słowo kluczowe dla całej letniej oferty, którą w znacznej mierze budują makaronizmy. Bo niby polski wyraz „program” niesie w sobie wszystko, o co chodzi, a układaniem godzinowego planu występów zajmują się po prostu dyrektorzy programowi, to jednak festiwalowe sloty (przestrzenie do wypełnienia, jak w kalendarzu marszałka Hołowni) wypełnione przez bookingi, czyli zaproszonych artystów, z headlinerem (główną gwiazdą) na czele, składają się razem na line-up.
I jest to element fachowego żargonu, tak jak backstage, miejsce za tym elementem przestrzeni festiwalowej, który nazywamy przecież sceną, a nie stage. „Chryste, co za line up, czy osoba go ustawiająca została przez kogoś skrzywdzona?” – pytano w czerwcu przy okazji influencerskiego Ekipa Festiwalu w Krakowie (to od słynnej Ekipy youtubera Friza).