W tonacji spokoju
W świecie mody oliwkowy jest „the new black”. Zieleń rządzi. Tylko jak to zestawić?
O tym, że oliwkowy jest „the new black”, czyli „nową czernią”, napisał ostatnio brytyjski „Vogue” (a w branży trudno o większy komplement, bo to właśnie czerń uważana jest za wiecznie pożądaną i na miejscu). Po prawdzie jednak dotyczy to większości odcieni zielonego, kojarzonych z lasem, ziołami i – jeśli dobrze się zastanowić – krajobrazami i kuchnią Italii. Stąd też najwięcej go właśnie w kolekcjach marek włoskich.
W Guccim znajdziemy w tym sezonie płaszcze typu peacoat czy lakierowane retroczółenka typu Mary Jane, w Pradzie – zdekonstruowane sukienki i peleryny, w Tod’sie – garnitury z przeskalowanymi ramionami. Wszędzie zieleń i co wymyślniejsze odnośniki jej tembrów i tonów. U Bottegi Venety paski do zegarków zostały wręcz „odświeżone w odcieniu cyprysowym”, jak zauważył branżowy portal Real Leather.
Oczywiście zieleń proponuje cały modny świat od Erdema, poprzez Loewe, aż po Manolo Blahnika. Znajdziemy ją też w damskiej modzie sportowej. W samym tylko New Balance – ponad 60 zielonych modeli butów, w tym te najbardziej pożądane, z linii Made in USA, zgodnie z metką szyte za oceanem, łączące tonizujące odcienie mięty i turkusu czy khaki i kaktusa.
Nie żeby dominująca pozycja zieleni w akcesoriach i ubiorach była nowością. Daleko nie sięgając, ubiegły rok należał przecież do „brat green”, odcienia wypromowanego przez piosenkarkę Charli XCX za sprawą okładki jej płyty „Brat” [z ang. bachor lub smarkacz], zielonej właśnie. Tyle że zgodnie z tytułem ów odcień był agresywny, rozwrzeszczany. Tymczasem tej jesieni się uspokajamy.
Powód? Po pierwsze, zieleń regeneruje i wycisza, co przydatne w dzisiejszej sytuacji politycznej czy w kryzysie klimatycznym.