Chmura, czyli cloud computing, oznacza w uproszczeniu, że coraz więcej zadań, do których do niedawna potrzebny był komputer wyposażony w specjalne oprogramowanie, dziś można wykonać korzystając z usług oferowanych w Internecie. Najlepszym przykładem jest poczta elektroniczna, z której korzystają praktycznie wszyscy internauci. Większość z nich posługuje się serwisami oferowanymi przez firmy internetowe, jak Gmail Google, Hotmail Microsoftu czy poczty polskich portali.
Użytkownik może prowadzić swoją korespondencję z dowolnego komputera, telefonu komórkowego lub konsoli do gry podłączonych do sieci. Cała potrzebna do obsługi serwisu infrastruktura: serwery, oprogramowanie, twarde dyski, znajduje się gdzieś w Internecie, w chmurze. E-mail to jednak tylko jedna z setek oferowanych usług: YouTube umożliwia przechowywanie i udostępnianie filmów, Flickr lub Fotka zachęcają do trzymania tu fotografii, mnożą się serwisy umożliwiające przechowywanie wszelkiego rodzaju dokumentów. Google przekonuje internautów, że nie warto już kupować oprogramowania biurowego, bo z edytora tekstu lub arkusza kalkulacyjnego można skorzystać za darmo, uruchamiając za pomocą przeglądarki internetowej odpowiednią usługę.
Czyżby nadchodziła epoka, kiedy moc obliczeniowa komputerów będzie dostępna w sieciowym gniazdku na podobnej zasadzie jak prąd elektryczny? Takie wizje pojawiły się już przed dekadą („Komputer w gniazdku”, POLITYKA 46/02), dziś stają się rzeczywistością, przed którą nie ma odwrotu.
Władcy mocy
Wraz z rozwojem Internetu nastąpił niezwykle szybki rozwój infrastruktury. Nowe firmy – jak Amazon, Google, Yahoo, Facebook – o których jeszcze kilkanaście lat temu nikt nie słyszał, a dziś są gigantami gospodarczymi na skalę globalną, potrzebują olbrzymiego zaplecza technicznego.