Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Seks jest boski

W jaki sposób religijność wpływa na życie seksualne człowieka?

Andrzej Molenda: Pogląd, że dziewictwo jest wyższą formą chrześcijaństwa niż małżeństwo, według mnie jest nadużyciem. Andrzej Molenda: Pogląd, że dziewictwo jest wyższą formą chrześcijaństwa niż małżeństwo, według mnie jest nadużyciem. PantherMedia
Rozmowa z dr. Andrzejem Molendą o tym, jak wypaczona, niedojrzała religijność może zniszczyć życie erotyczne człowieka.
Dr Andrzej Molenda, psycholog z Zakładu Socjologii i Psychologii Religii Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor książki „Rola obrazu Boga w nerwicy eklezjogennej”  oraz wielu naukowych artykułów. Pracuje także jako psychoterapeuta.Leszek Zych/Polityka Dr Andrzej Molenda, psycholog z Zakładu Socjologii i Psychologii Religii Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor książki „Rola obrazu Boga w nerwicy eklezjogennej” oraz wielu naukowych artykułów. Pracuje także jako psychoterapeuta.
„Żyjemy w społeczeństwie, w którym już ok. 50 proc. osób cierpi na różnego rodzaju zaburzenia psychiczne, a z pewnością część tych zaburzeń to nerwice eklezjogenne”.Corbis „Żyjemy w społeczeństwie, w którym już ok. 50 proc. osób cierpi na różnego rodzaju zaburzenia psychiczne, a z pewnością część tych zaburzeń to nerwice eklezjogenne”.

[Wywiad ukazał się w POLITYCE 19 października 2012 roku]

Joanna Podgórska: – Używa pan sformułowania „zatrucie Bogiem”. Czy Bóg może zdewastować życie seksualne człowieka?
Andrzej Molenda: – Pewien obraz Boga jak najbardziej. Może być wpleciony w religijność, ale także w mechanizmy obronne funkcjonujące w naszej osobowości. Ma zatem wpływ na seksualność, przeżywanie, emocje, na postrzeganie sfery seksualności jako mniej lub bardziej wartościowej. Może na przykład zwiększać poczucie winy.

Jaki to obraz Boga?
Bardzo wiele osób startuje w dorosłe życie z obrazem Boga podobnym do obrazu rodziców. Niektóre cechy figur rodzicielskich mogą przekładać się na obraz Boga; jeśli rodzic jest zagrażający i karzący, Bóg może być postrzegany podobnie. Kiedy w kwestii seksualności ojciec lub matka wyznają zasadę tabu, w wychowaniu jest dużo zakazów i gróźb. Przemilczenia połączone z grożeniem podświadomie wpajają dziecku negatywny stosunek do seksualności. Im bardziej restrykcyjni rodzice, tym bardziej restrykcyjny obraz Boga i w połączeniu z nieprawidłowym wychowaniem religijnym większe prawdopodobieństwo wystąpienia nerwicy eklezjogennej. Według wielu psychologów zajmujących się tym tematem, jest ona spowodowana niewłaściwym wychowaniem religijnym.

Jakie są objawy nerwicy eklezjogennej?
Jeśli chodzi o objawy, jest podobna do wszystkich innych nerwic, a więc objawów może być bardzo dużo. Pierwszy opisał ją niemiecki ginekolog i teolog Eberhard Schaetzing już w 1956 r. Był poruszony trudnościami w sferze seksualnej głęboko wierzących chrześcijańskich par. Opisywał wiele objawów, m.in. oziębłość, impotencję, poczucie winy i nadmiernego wstydu, związanych z seksualnością. Cała sfera cielesna była przez dotknięte nią osoby postrzegana w sposób niewłaściwy. W najbardziej dramatycznych przypadkach oznaczało to całkowitą psychiczną niemożność współżycia. Schaetzing winą za taki stan rzeczy obarczał kościelny dogmatyzm. Obecnie w klasyfikacjach zaburzeń psychicznych termin nerwica zastąpiono innymi terminami diagnostycznymi. Funkcjonuje jednak nadal w języku potocznym.

Da się określić skalę problemu, jaką jest nerwica eklezjogenna?
Niemiecki lekarz i teolog Klaus Thomas twierdził, że 10 proc. wszystkich nerwic ma podłoże eklezjogenne, ale brakuje dokładnych badań. Biorąc pod uwagę, że kondycja psychiczna ludzi na całym świecie się pogarsza, można zakładać, że skala problemu rośnie. Żyjemy w społeczeństwie, w którym już ok. 50 proc. osób cierpi na różnego rodzaju zaburzenia psychiczne, a z pewnością część tych zaburzeń to nerwice eklezjogenne. Niektórzy badacze twierdzą, że nerwica eklezjogenna w lżejszej formie jest zjawiskiem powszechnym i może mieć charakter narodowy, zgodnie z pewnymi narodowymi rysami w religijności.

Pytanie o skalę zjawiska jest w istocie pytaniem o skalę występowania niedojrzałej religijności, bo to ona jest jednym z czynników sprzyjających tego rodzaju nerwicom. Ile osób ma zagrażający obraz Boga, a religijność zredukowaną do nakazów, zakazów i motywacji lękowych? Obawiam się, że nikt nie potrafi na to odpowiedzieć.

Ten zagrażający Bóg to patriarchalny Jahwe ze Starego Testamentu, który za karę zabija Onana?
Bibliści mogliby zaprotestować, bo z różnych ksiąg Starego Testamentu można wysnuwać różne obrazy Boga. Natomiast jednostka o predyspozycjach nerwicowych może w Starym Testamencie otrzymać potwierdzenie i uprawomocnienie swojego generalnie karzącego obrazu Boga, który człowiekowi zagraża, może mu coś odebrać, skrzywdzić, narzucić specyficzne wymagania, także w kwestiach związanych z życiem seksualnym. Taki obraz Boga, wpleciony w mechanizmy obronne osobowości, może wpływać na konkretne zaburzenia i zahamowania w sferze seksualnej.

Jeden z cytowanych w pana książce psychologów zajmujących się nerwicą eklezjogenną twierdzi, że u jej źródeł leży „robaczywa teologia”, która kształtuje prymitywną religijność niewolnika.
To są wypaczenia w teologii, ale niestety powszechnie funkcjonują w kulturze i  w religijności jednostek. Teologia oparta na strachu przed piekłem i wiecznym potępieniem jest nadużyciem, zwłaszcza gdy ktoś opiera na tym całą religijność. Wtedy nieszczęście gotowe, bo człowiek staje się niewolnikiem swojej religijności. W ujęciu psychologa ks. prof. Zdzisława Chlewińskiego pierwszym kryterium dojrzałej lub niedojrzałej religijności jest właśnie obraz Boga. Można powiedzieć, że cała indywidualna religijność buduje się wokół niego.

Gdy podczas terapii pacjentów cierpiących na nerwicę eklezjogenną odsłania się stopniowo ich obraz Boga, wyłania się nieraz postać przerażająca. Jakaś hybryda, która jest używana w sposób nieświadomy przez psychikę i wpływająca na całe życie jednostki. Z dostępnych obrazów Boga, przejętych od rodziców, Kościoła, kultury, ludzie biorą to, co jest zgodne z ich lękami, obawami i nieświadomymi pragnieniami.

Twierdzi pan, że zaszkodzić może także zbyt wczesne wprowadzanie dziecka w świat pojęć religijnych. W Polsce to może być problem, bo u nas katecheza zaczyna się już w przedszkolu.
Największy i najlepiej zbadany problem dotyczy zbyt wczesnego wdrażania dzieci w religijność za pomocą Biblii. Skutek może być taki, że dziecko symbolikę biblijną traktuje całkowicie dosłownie, bo nie jest w stanie jej zrozumieć. Często jest to przyczyną infantylnej religijności w życiu dorosłym albo przeciwnie – porzucenia wiary.

Nie ma przekrojowych badań na temat katechezy w Polsce. Widzimy tylko jej skutki. Jeżeli ktoś w życiu dorosłym cierpi na nerwicę eklezjogenną, możemy przypuszczać, że jednym z czynników sprawczych może być nieprawidłowa edukacja religijna. Nie podejmuję się oceniać, jak dobra i zła edukacja kształtuje się u nas procentowo. Generalnie każdy przekazuje taki obraz Boga, jaki sam posiada, również w sposób niewerbalny. Nawet jeśli podręcznik jest poprawny, to osoba, która prowadzi katechezę, może swoim przekazem kształtować przekaz zgoła niepoprawny. Myślę, że nieodpowiednie wprowadzanie dzieci w świat wiary jest u nas niestety powszechne. Nie chodzi o treści, ale o styl i rozłożenie akcentów. Nie powinno się zaczynać od przykazań i mówienia o karze boskiej. Błędem jest też wykorzystywanie religii do wychowywania dzieci. Dla wychowawców może być to wygodne, ale niebezpieczne dla późniejszej religijności dziecka. Bóg to nie rodzic, który się gniewa na dziecko i będzie karać za przekroczenie zakazu ustanowionego przez rodzica.

Wątek nerwicy eklezjogennej przewija się na forach dyskusyjnych katolickiej młodzieży. Dziewczyna pisze, że marzy o założeniu rodziny, ale jednocześnie czuje, że Bóg chce, by się tego wyrzekła i poszła do klasztoru. Żyje w ciągłym strachu i udręczeniu, bo boi się, że jeśli nie wypełni woli bożej, czeka ją wieczne potępienie.
Trudno diagnozować na podstawie wpisu internetowego. Takie dylematy mogą być oznaką nerwicy eklezjogennej, ale mogą też być po prostu symptomem niedojrzałej religijności, która z kolei może być obciążeniem dla psychiki. Część osób sobie z tym radzi, ale są jednostki, które przy tak obciążającym dla psychiki czynniku popadną w nerwicę czy też w psychozę eklezjogenną. Często są to osoby, które traktują religię bardzo poważnie. Niepokoić może nadmierne mnożenie praktyk, modlitw, spowiedzi. Chociaż po zewnętrznych objawach trudno wyrokować.

Dwie osoby mogą codziennie uczestniczyć w mszy i u jednej będzie to wyraz dojrzałej religijności, a u drugiej objaw chorobowy. Jeśli napędza je lęk, jest to symptom nerwicy. Dla mnie rozstrzygającym sygnałem jest to, czy religijność coś człowiekowi daje, jakie owoce przynosi. Czy jest źródłem spokoju wewnętrznego i radości życia. Czy daje siłę, czy tylko obciąża, jest nakazem, zakazem.

A czy symptomem jest kojarzenie seksualności z poczuciem wstydu i winy?
To jest przesłanka. Jeden z teologów twierdzi, że powodem nerwicy eklezjogennej jest wrogie ciału wychowanie, które bierze swój początek z wpływów manichejskich i neoplatońskich w teologii. Kiedy ciało jest postrzegane jako złe, nieczyste, nieświęte, łatwo rodzi się poczucie winy i wstydu.

To by znaczyło, że już sam język używany w Kościele skazuje człowieka na poczucie winy. Bo skoro wstrzemięźliwość nazywamy czystością, to znaczy, że seks jest czymś brudnym. A do tego gloryfikacja dziewictwa.
Pogląd, że dziewictwo jest wyższą formą chrześcijaństwa niż małżeństwo, według mnie jest nadużyciem.

Święty Paweł tak uważał.
On doradzał celibat, ale nie możemy trzymać się tej rady jak wyroczni. Obecne interpretacje teologiczne nie idą już w kierunku postrzegania celibatu jako wyższej formy religijności. Małżeństwo nie jest gorsze od kapłaństwa. Ktoś przeżywając tę nierówność powołań czy przekonanie, że dziewictwo jest milsze Bogu, może dokonać wyboru, który nie jest zgodny z jego wewnętrznym pragnieniem. To może być przypadek dziewczyny z forum internetowego.

Kolejne źródło konfliktu to całkowity rozdźwięk między etyką seksualną głoszoną przez Kościół a wymogami świeckiego społeczeństwa. Między wyuczoną a życiową moralnością jest przepaść. Schizofreniczna sytuacja?

Takie głosy się pojawiają. Ale według mnie nie chodzi o to, by dyskutować z pryncypiami, z wymaganiem wypełniania przykazań. Nie chodzi o to, aby Kościół dopuścił antykoncepcję czy współżycie przedmałżeńskie. Normy moralne i świat wartości odgrywają ważną rolę nie tylko w religijności, ale i w życiu psychologicznym człowieka.

Chodzi o rozłożenie akcentów w duchowości, aby rzeczy drugorzędne nie wyprzedzały tych najważniejszych. I przede wszystkim o zmianę stosunku do seksualności na pozytywny. Naukowcy niemieccy pisali, że powodem nerwic są różnice między kościelną a życiową moralnością. Ale ta różnica zawsze istniała i będzie istnieć. Problem w tym, by moralność kościelna nie funkcjonowała wyłącznie w kategoriach zakazów, nakazów i kar. Chodzi o to, aby wskazywać drogę do osiągania celów moralnych nie tyle przez nakazy, ale przez dojrzałą religijność, kiedy to właśnie religijność jest źródłem siły, miłości, radości wewnętrznej i w konsekwencji zachowań moralnych.

Polski Kościół jest dość restrykcyjny.
Polski Kościół na pewno jest różnorodny i są w nim różne nurty. Warto szukać dla siebie źródeł dojrzałej religijności i zdrowej duchowości.

Jest także ojciec Ksawery Knotz, który głosi, że seks jest boski i małżonkowie powinni się nim cieszyć. Nakręcono film dokumentalny o jego spotkaniach z głęboko wierzącymi parami. Ulga, z jaką przyjmują informację, że w seksie oralnym nie ma nic złego i nie zmienia on kobiety w nierządnicę, jest uderzająca. Pokazuje, pod jaką presją ci ludzie żyli.
To dobrze, że pojawiają się tacy ludzie jak ojciec Knotz i zmieniają ten przekaz, że ciało to podejrzana sfera. Ale idealna byłaby sytuacja, że to wiara i religijność poprowadziła małżonków do tego, by potrafili cieszyć się seksem, a nie tylko fakt, że ksiądz im tak powiedział.

Są sytuacje, gdy jeden z partnerów pod wpływem nauk Kościoła rezygnuje w pewnym momencie w ogóle z seksu, twierdząc, że już wypełnił prokreacyjny obowiązek i nie liczy się z frustracją współmałżonka. Czy można tu podejrzewać nerwicę eklezjogenną?
Taka sytuacja wymaga analizy, czy jest to nerwica eklezjogenna, czy błędne zrozumienie nauk Kościoła, czy też zetknięcie z błędną nauką Kościoła.

Czy nerwicy mogą sprzyjać nauki przedmałżeńskie, w których czasem seks sprowadza się wyłącznie do prokreacji?
Tak, ale mam nadzieję, że takich sytuacji nie ma już w trakcie nauk przedmałżeńskich.

Wszystkie opisane przez pana w książce przypadki nerwicy eklezjogennej to kobiety. Zbieg okoliczności, czy też kobiety są na nią bardziej narażone?
Dużo więcej kobiet niż mężczyzn uczestniczy w życiu religijnym, więc statystycznie są bardziej narażone. I to jest problem Kościoła, bo kształtują się takie zewnętrzne formy religijności, które nie są męskie, wręcz mogą być dla mężczyzn niestrawne. Polska religijność jest stereotypowo kobieca. W tradycyjnych nabożeństwach jest dużo smutku, zawodzenia, proszenia, płaczliwości, a do tego świecidełka, procesje, falbanki. Ale brakuje w nich radości.

Pewne rysy religijności mogą – jak już wspomnieliśmy – w zależności od kraju, predysponować do nerwicy. W Polsce podkreśla się, że takim rysem jest groźny i karzący obraz Boga, ale jest też Matka Boska, która człowieka ochroni. U niektórych pacjentów maryjność jest przejawem ucieczki od strasznego Boga. Taką ucieczką przed obrazem groźnego Boga może być deklaracja niewiary. Zacietrzewienie, z jakim spotykamy się czasem ze strony osób deklarujących się jako niewierzące, świadczy o tym, że jest w nich głęboki uraz do Boga i niekiedy do Kościoła.

Tym bardziej że samo pojęcie nerwicy eklezjogennej bywa postrzegane przez Kościół jako atak.
Pojęcie sugeruje, że nerwica jest wywołana przez Kościół. W tym jest trochę prawdy, bo do nerwicy trzeba dwóch czynników: predyspozycji wewnętrznych i czynnika niedojrzałej religijności. Jeśli Kościół ją promuje poprzez swoich niektórych przedstawicieli, to – w tym sensie – może być obarczany winą za powstawanie takich nerwic.

Terapia nerwicy eklezjogennej należy podobno do najtrudniejszych, bo pacjent odbiera ją często jako uderzenie w fundamenty jego wiary.
Psychika pacjenta zaludniona jest przez wrogie obiekty wewnętrzne. W przypadku nerwicy eklezjogennej tym obrazem jest Bóg. Możliwa jest klasyczna psychoterapia, w której dążymy do poznania obrazu Boga, jaki ma pacjent, zrozumienia roli, jaką ten obraz odgrywa w jego życiu, i przepracowania ich. Ale możliwe są też inne formy leczenia, np. współpraca terapeuty z duchownym, który pomoże w reformie religijności, by stała się ona dojrzała. Tak się pracuje w ośrodkach katolickich. To jest bardzo trudna terapia, bo w zmianie przeszkadza religijność, a do tego trudno się pacjentowi zdystansować; stwierdzić, że te obrazy religijne są jego tworem, a nie obiektem rzeczywistości kościelnej.

Gdzie szukać pomocy, gdy podejrzewa się u siebie lub kogoś bliskiego nerwicę eklezjogenną?
Można szukać porady zarówno u psychologa, jak i u osoby duchownej, zorientowanych w tej problematyce. Po zdiagnozowaniu można brać pod uwagę psychoterapię lub też psychoterapię połączoną z pewną reformą indywidualnej religijności. W wyniku oddziaływania psychoterapii pacjent może stać się religijnie dojrzalszy, ale może też nabrać dystansu do religijności, a nawet ją porzucić, dlatego też w poradniach przykościelnych stosuje się niekiedy oddziaływanie dwutorowe. W trakcie psychoterapii pacjent może przejmować świat wartości swojego psychoterapeuty, a w tym jego stosunek do religijności. Dla mnie największym paradoksem w nerwicy eklezjogennej jest to, że religijność, która może pomagać, dawać radość i siłę, szkodzi człowiekowi.

rozmawiała Joanna Podgórska

Dr Andrzej Molenda, psycholog z Zakładu Socjologii i Psychologii Religii Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor książki „Rola obrazu Boga w nerwicy eklezjogennej” oraz wielu artykułów naukowych na temat relacji między zdrowiem psychicznym a religijnością. Pracuje także jako psychoterapeuta.

Polityka 41.2012 (2878) z dnia 10.10.2012; Nauka; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Seks jest boski"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

Społeczeństwo

Nikt ci tyle nie da, ile coach obieca. Sprawdziłam na własnej skórze

Coach wyremontuje mi duszę, wyznaczy ścieżkę do bogactwa, a nawet oczyści energię seksualną po byłych partnerach. Może też trzeźwo pomóc w wyzwaniach zawodowych. Oferta tych usług pokazuje, jak bardzo staliśmy się głodni wsparcia.

Joanna Cieśla
12.01.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną