Pytanie wydaje się absurdalne, jeśli popatrzeć na główne kwestie politycznych debat współczesnego świata. We Francji problem tożsamości staje się głównym tematem kampanii prezydenckiej. Troska o narodową tożsamość jest istotą kontrrewolucji/rewolucji kulturowej zaproponowanej przez Viktora Orbána i Jarosława Kaczyńskiego podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. To właśnie narodowa tożsamość, przywiązanie do tradycji i religii mają być ich zdaniem źródłem rozwojowej siły. Przed utratą tożsamości ostrzegał Amerykanów Samuel Huntington w głośnej książce „Kim jesteśmy? Wyzwania dla amerykańskiej tożsamości narodowej”.
Huntington zasłynął w 1996 r. dziełem „Zderzenie cywilizacji”. Przekonywał w nim, że główną przyczyną globalnych napięć i konfliktów są różnice między cywilizacjami, czyli systemami kulturowymi organizującymi myśli i wartości ludzi. Atak Al-Kaidy na WTC 11 września 2001 r. dla wielu komentatorów był spektakularnym dowodem słuszności huntingtonowskiej tezy. Podobnie mają ją potwierdzać zamachy w Paryżu, Brukseli, Nicei.
Czym jednak miałaby być tożsamość? Próżno szukać podstaw dla takiego konceptu w biologii. Gen prawdziwego Polaka nie istnieje, podobnie jak nie istnieją genetyczni Francuzi lub Chińczycy. Ba, nawet pojęcie rasy chowane jest wstydliwie do lamusa nauki, bo okazało się zbyt dużym uproszczeniem. Tak więc w sensie biologicznym nie rodzimy się Polakami lub Francuzami, tylko się nimi stajemy. Dzieci wielkiego wyboru nie mają, decydują za nie rodzice, ucząc konkretnego języka, wprowadzając w życie religijne w określonym wyznaniu.
To wręcz banalna oczywistość, załamuje się jednak, gdy ludzie dorośli dokonują wyborów, jakich pełno w historii. Stanisław Szeptycki był polskim generałem i uważał się za Polaka, jego brat Andrij był ukraińskim patriotą, metropolitą Cerkwi greckokatolickiej.