Nauka

Tożsamość nieznana

W poszukiwaniu genu prawdziwego Polaka

Niektórzy mylą tożsamość z pojęciem przynależności. Niektórzy mylą tożsamość z pojęciem przynależności. Mirosław Gryń / Polityka
Jak to jest być Żydem, Polakiem, Francuzem, Ukraińcem? Na czym polega narodowa tożsamość? I dlaczego politycy tak chętnie dziś nią grają?
Nie istnieje tożsamość europejska, istnieją europejskie zasoby kulturowe.Mirosław Gryń/Polityka Nie istnieje tożsamość europejska, istnieją europejskie zasoby kulturowe.

Artykuł w wersji audio

Pytanie wydaje się absurdalne, jeśli popatrzeć na główne kwestie politycznych debat współczesnego świata. We Francji problem tożsamości staje się głównym tematem kampanii prezydenckiej. Troska o narodową tożsamość jest istotą kontrrewolucji/rewolucji kulturowej zaproponowanej przez Viktora Orbána i Jarosława Kaczyńskiego podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. To właśnie narodowa tożsamość, przywiązanie do tradycji i religii mają być ich zdaniem źródłem rozwojowej siły. Przed utratą tożsamości ostrzegał Amerykanów Samuel Huntington w głośnej książce „Kim jesteśmy? Wyzwania dla amerykańskiej tożsamości narodowej”.

Huntington zasłynął w 1996 r. dziełem „Zderzenie cywilizacji”. Przekonywał w nim, że główną przyczyną globalnych napięć i konfliktów są różnice między cywilizacjami, czyli systemami kulturowymi organizującymi myśli i wartości ludzi. Atak Al-Kaidy na WTC 11 września 2001 r. dla wielu komentatorów był spektakularnym dowodem słuszności huntingtonowskiej tezy. Podobnie mają ją potwierdzać zamachy w Paryżu, Brukseli, Nicei.

Czym jednak miałaby być tożsamość? Próżno szukać podstaw dla takiego konceptu w biologii. Gen prawdziwego Polaka nie istnieje, podobnie jak nie istnieją genetyczni Francuzi lub Chińczycy. Ba, nawet pojęcie rasy chowane jest wstydliwie do lamusa nauki, bo okazało się zbyt dużym uproszczeniem. Tak więc w sensie biologicznym nie rodzimy się Polakami lub Francuzami, tylko się nimi stajemy. Dzieci wielkiego wyboru nie mają, decydują za nie rodzice, ucząc konkretnego języka, wprowadzając w życie religijne w określonym wyznaniu.

To wręcz banalna oczywistość, załamuje się jednak, gdy ludzie dorośli dokonują wyborów, jakich pełno w historii. Stanisław Szeptycki był polskim generałem i uważał się za Polaka, jego brat Andrij był ukraińskim patriotą, metropolitą Cerkwi greckokatolickiej. W Polsce nikt nie ma wątpliwości, że Adam Mickiewicz, mimo że w szkole każą uczyć inwokacji zaczynającej się od słów „Litwo, ojczyzno moja!”, był wzorcowym Polakiem. Na Białorusi polski wieszcz bywa jednak traktowany jako „tutejszy”, który przyjął kulturę kolonizatora. W przypadku Tadeusza Kościuszki sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Polska Wikipedia nie ma wątpliwości, że Naczelnik był Polakiem, wydania białoruskie i ukraińskie definiują go jako bohatera narodowego Polski, Białorusi i USA, wydania angielskie i rosyjskie dorzucają jeszcze, że był też bohaterem narodowym Litwy. Oskar Miłosz, litewski poeta piszący po francusku, był krewnym Czesława Miłosza, poety polskiego.

Tyle przykładów wystarczy, by pochylić się nad absurdalną pozornie tezą wygłoszoną przez François Julliena, francuskiego filozofa i sinologa: tożsamość kulturowa nie istnieje. Na początku października opublikował on książkę pod takim tytułem, włączając się w główny nurt debaty towarzyszącej kampanii prezydenckiej we Francji. Nie można mówić o tożsamości kulturowej, bo każda żywa kultura ulega ciągłym transformacjom, nie można więc w oparciu o pojęcie kultury budować czegoś trwałego. Tożsamość zamyka, kultura otwiera. O wiele bardziej adekwatne jest pojęcie zasobów kulturowych, z jakich jednostka korzysta, tworząc siebie i określając swoje miejsce w społeczności lub raczej w społecznościach.

Tożsamość to różnice

Nie istnieje więc tożsamość europejska, istnieją europejskie zasoby kulturowe, do najważniejszych Jullien zalicza... tryb łączący w gramatyce, łacinę i grekę, sztukę eseju filozoficznego. I podobnie jest z tożsamością francuską – mówienie, że Galowie są przodkami Francuzów, to nieporozumienie. Tożsamość zakłada istnienie wyraźnej różnicy między kulturami, takie właśnie założenie znajdujemy w „Zderzeniu cywilizacji” Huntingtona, książce, zdaniem francuskiego filozofa, z gruntu błędnej. Kultury i oparte na nich cywilizacje nie są monolitycznymi, różniącymi się blokami. Nie są też oczywiście identyczne, tożsame ze sobą, występują między nimi rozbieżności, których jednak nie należy analizować w kategoriach różnicy, lecz dystansu. To właśnie dlatego możliwy jest dialog między przedstawicielami różnych kultur.

Pomysł tożsamości narodowej to twór polityczny, który nabrał najsilniejszego wyrazu w XIX w., kiedy tworzyło się i krzepło pojęcie państwa narodowego i narodu oraz związane z tym procesem aberracje intelektualne w postaci nacjonalizmu i rasizmu. Ich konsekwencją stały się kataklizmy obu wojen światowych. Michel Serres, inny francuski filozof, zwraca uwagę na błąd logiczny, jaki popełniają używający pojęcia tożsamości – mylą oni tożsamość z pojęciem przynależności.

Błąd ten wyraża się w stwierdzeniach takich, jak „jestem Francuzem”, „jestem Polakiem”. Poprawnie powinno być: „przynależę do grupy ludzi posługujących się językiem francuskim, śniących po francusku, uznających Marsyliankę za swój hymn narodowy”. Nie istnieje zdaniem Serresa tożsamość kulturowa, narodowa, religijna, a jedynie przynależność do określonych grup. Tożsamym można być tylko z sobą samym. Konsekwencją wspomnianego błędu logicznego są przestępstwa polityczne nacjonalizmu i rasizmu. Stwierdzenie „jesteś Żydem” redukuje złożoność osoby do faktu przynależności do jednej grupy odniesienia, czyniąc z tego faktu esencję, czyli właśnie tożsamość, która może być podstawą do prześladowań. Argumentem uzasadniającym prześladowania staje się wynikająca z tożsamości nieredukowalna różnica, inność.

Skoro to wiemy, a choćby przytoczone wcześniej historyczne przykłady Szeptyckich, Mickiewicza, Miłoszów potwierdzają słabą użyteczność pojęć kulturowej lub narodowej tożsamości, skąd tak gwałtowny ich renesans? Zagadkę wyjaśnił już 20 lat temu Manuel Castells, jeden z najważniejszych socjologów zajmujących się transformacją nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego w społeczeństwo sieciowe. W monumentalnej trylogii „Wiek informacji: gospodarka, społeczeństwo i kultura” znalazł się tom o tytule „Siła tożsamości”. Uczony wyjaśnia w nim, że procesy globalizacji połączone z głębokimi zmianami wywołanymi rozwojem nowych technologii komunikacyjnych i nowego paradygmatu społeczno-gospodarczego nieuchronnie doprowadzą do reakcji obronnej. Jak wyjaśniała to prof. Mirosława Marody, kierująca zespołem tłumaczącym trylogię Castellsa: „Gdy świat się rozpada, ludzie zaczynają się definiować nie przez to, co robią, ale przez to, kim są lub wydaje im się, że są. Stąd właśnie usilne poszukiwanie tożsamości. U schyłku XIX w. odpowiedzią na kryzys społeczny, wywołany eksplozją nowoczesności, był nacjonalizm. Dziś niektórzy powracają do tego rozwiązania” (POLITYKA 47/07).

Niebezpieczna polityka

Poszukiwania tożsamości na przełomie XIX i XX w. doprowadziły do apokalipsy i dziś nie musi być inaczej. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że za realizowanymi przed wiekiem nacjonalistycznymi i rasistowskimi projektami stała kultura dobrze odzwierciedlająca hierarchiczną strukturę społeczną. Kultura i polityka wzajemnie się wzmacniały w upowszechnianiu logicznego błędu i wynikającej zeń politycznej zbrodni. Dziś polityka jest osamotniona, kultura rozsypała się w archipelag wysp. Mówienie dziś np. o jednej kulturze polskiej jest niemożliwe. Doskonale pokazał to Kongres Kultury, podczas którego każda próba mówienia w kategoriach „my” była kwestionowana: „my”, czyli kto?

Ekonomista Jerzy Hausner przekonuje, że w takiej sytuacji próba rekonstrukcji kultury i społeczeństwa w modelu jednolitej tożsamości, nawet jeśli nie doprowadzi do katastrofy, musi prowadzić do zahamowania rozwoju. Stawką nie jest mobilizacja narodu, lecz upodmiotowienie i włączenie rozwojowych energii wszystkich wysp należących do archipelagu, jakim jest polskie społeczeństwo.

Jak niebezpieczna jest polityka tożsamości, pokazało spotkanie Forum Polsko-Ukraińskiego, zorganizowane w połowie października w Fundacji Batorego. Polscy i ukraińscy intelektualiści próbowali zrozumieć wymykający się spod kontroli proces. Z jednej strony Polska z realizowanym przez rząd PiS projektem rekonstrukcji narodowej tożsamości i wzmacniania suwerenności. Z drugiej strony Ukraińcy, którzy po Rewolucji Godności zaczęli także w przyspieszonym tempie budować nową wspólnotę polityczną, dla której szukają kulturowego, symbolicznego wyrazu. W procesie tym sięgają po zasoby, które wśród wielu Polaków budzą grozę, by wspomnieć symbolikę UPA i OUN.

Jak zauważył jeden z uczestników dyskusji, własną tożsamość można zdefiniować jedynie w lustrze, jakim jest Inny. Dla Ukraińców bardzo ważnym i traumatycznym punktem odniesienia jest to, co o nich myślą Polacy. Dlatego zupełnie nie mogą zrozumieć dynamiki, jaką w ostatnich miesiącach uruchomiła sprawa Wołynia. Z lokalnego – z perspektywy ukraińskiej historii – wydarzenia staje się ona w oczach Polaków cechą tożsamości Ukraińców jako narodu sprawców ludobójstwa.

My z kolei nie możemy zrozumieć, dlaczego Ukraińcy decydują się sięgać po symbole i bohaterów, jacy się w Polsce nie podobają, co na Ukrainie odbierane jest jako charakterystyczne dla Polaków paternalistyczne i kolonialne wtrącanie się w nie swoje sprawy. Logika polityki tożsamości w obu tak bliskich sobie krajach prowadzi do tego, że rozbieżności będące dotychczas podstawą ciekawego dialogu, zwłaszcza w przestrzeni kultury, stają się różnicami czyniącymi porozumiewanie coraz trudniejszym.

Cała nadzieja w kulturze, która niechętna jest dziś podporządkowaniu się polityce. Jest ona coraz bardziej różnorodnym i otwartym zasobem. Politycy chętnie się do kultury odwołują, by uzasadnić politykę tożsamości. Jak wyjaśnia Castells, w czasach zamętu mogą liczyć na przychylność elektoratu. Ich groźnym pomysłom można się przeciwstawić, jedynie łącząc ze sobą wyspy wewnątrz polskiego, ukraińskiego, francuskiego archipelagu, jak i między archipelagami.

Rację mają Kaczyński i Orbán, przekonując, że nie istnieje europejska tożsamość. Bo nie istnieje. Europa to Ja zanurzone w świecie nieustannie zmieniającej się europejskiej kultury. I podobnie Polska to Ja należące do różnych wysp zmieniającego się archipelagu kultury w Polsce.

***

„Zderzenie kultur” to temat Igrzysk Wolności 2016 – interdyscyplinarnego spotkania odbywającego się 20–22 października w Łodzi, w Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. POLITYKA jest patronem Igrzysk i w sobotę 22 października o godz. 19.00 organizuje debatę: „Mapa niedokończona. Kongres Kultury – co dalej?” prowadzoną przez Edwina Bendyka. Wśród jego gości będzie m.in. prof. Przemysław Czapliński.

Polityka 43.2016 (3082) z dnia 18.10.2016; Nauka; s. 64
Oryginalny tytuł tekstu: "Tożsamość nieznana"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną