Wedle biologów dzieci w wieku 4–6 lat mają wyjątkowe zasoby energii do przyswajania wiedzy. Nie rozumieją tego ci, którzy kwestionują rozpoczynanie nauki szkolnej w wieku 6 lat lub nawet wcześniej. Być może państwo Elbanowscy istotnie mieli na uwadze dążenia do zapewnienia przedłużonego, to jest (ich zdaniem) szczęśliwego dzieciństwa swych pociech, ale nawet jeśli tak było (jest), wygląda na to, że wolą bawić się (z) dzieciakami, niż je edukować.
Okazali się forpocztą rodzimego ciemnogrodu edukacyjnego, skwapliwie wykorzystaną przez p. Zalewską. Jej (a także pary prezydenckiej) wizyty u przedszkolaków wskazują, że (niektórzy) polscy politycy najlepiej czują się w tym środowisku. Nie najlepiej to wróży unowocześnieniu systemu szkolnego w Polsce, ponieważ harmonizuje z preferencjami w kierunku np. rozważania, czy św. Franciszek może być wzorem osobowym dla współczesnej młodzieży wobec przekazywanej wiedzy o tym, czym jest tolerancja wobec obcych.
Czytaj także: Polacy nie wiedzą, co to Homo sapiens
Sześciolatki do szkół?
Niejednokrotnie zastanawiano się nad sukcesem Żydów w zawodach inteligenckich (lekarze, prawnicy, nauczyciele, akademicy) w XIX wieku. Przykładem modelowym były kraje niemieckie (zjednoczone Niemcy od 1871 roku), gdzie tzw. Haskala (Oświecenie żydowskie) i tendencje asymilacyjne stworzyły wyjątkowo korzystny klimat dla cywilizacyjnego awansu Żydów. Jedno z wyjaśnień wskazuje, że żydowski chłopak rozpoczynał naukę w chederze w wieku 5 lat i przychodził do szkoły powszechnej już z umiejętnością pisania, czytania i rachowania.