A jednak sprawdziły się przewidywania, kto w tym roku odbierze Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny.
Na światowych giełdach naukowych – okazuje się, że są takie, jeśli chodzi o typowanie potencjalnych kandydatów do odbioru tego najbardziej prestiżowego wyróżnienia – krążyły nazwiska Amerykanina Jamesa P. Allisona i Japończyka Tasuku Honjo. Obaj dowiedli, jak wykorzystać układ immunologiczny do walki z nowotworami.
W łeb natomiast wzięły kalkulacje firmy Clarivate Analytics, która co prawda trafnie do tej pory prognozowała potencjalnych laureatów m.in. na podstawie cytowań Web of Science, jednak tym razem trafiła kulą w płot. Złotego medalu, dyplomu i ok. 4 mln zł nie odbiorą bowiem typowani przez nią: bioinformatyk Minoru Kanehisa, który stworzył bazę ekspresji genów, ani neurolog Solomon Snyder od receptorów neuroprzekaźników. Komisja ze sztokholmskiego Instytutu Karolinska postawiła na onkologię. Bardzo trafny wybór! Zwłaszcza że badania tegorocznych laureatów otworzyły w terapii raka nowy, inny niż chemioterapia i radioterapia, obiecujący kierunek leczenia.
James P. Allison i Tasuku Honjo postawili na odporność
Ludzki układ odpornościowy naturalnie wyszukuje i niszczy komórki, które mutują w formy rakowe. Ale nowotwory potrafią ukryć się przed naszymi obrońcami. I zawsze wydawało się dziwne, dlaczego tak się dzieje.
Na spontaniczne ustępowanie nowotworów podczas rozmaitych infekcji, które przydarzały się chorym i przy okazji mobilizowały ich układ immunologiczny, zwracano uwagę już w XIX wieku. Szczególną rolę odegrały w tym paciorkowce, ponieważ próbowano nawet (z mieszanym powodzeniem) leczyć przy użyciu tych bakterii niektóre nowotwory. Było to jednak postępowanie trochę z gatunku medycyny niekonwencjonalnej, bo nie zdawano sobie sprawy, w czym tkwi tajemnica spontanicznych wyleczeń i nie potrafiono wytłumaczyć, dlaczego układ immunologiczny zaczyna z nimi współpracować w likwidacji komórek rakowych. Wierzono w jego moc, ale nie znano miejsc, które byłyby celem działania prawdziwych leków zamiast naturalnych toksyn.
Czytaj także: Immunoterapia: przełomowa broń w walce z rakiem
I wreszcie udało się odkryć na powierzchni limfocytów – najważniejszych żołnierzy naszej odporności – receptory, które potrafią przekształcać je w bardzo zabójcze komórki. James Allison z Anderson Cancer Center odnalazł receptory CTLA-4, a Tasuko Honjo z Uniwersytetu w Kioto receptory PD-1. Obydwaj uczeni przekonali świat, że skoro zadaniem limfocytów jest aktywne wynajdowanie w organizmie naszych wrogów, którymi raz mogą być zarazki, a kiedy indziej szybko dzielące się komórki nowotworowe, to musi być jakiś pomysł, by wykorzystać ich zdolności w poskramianiu chorób nowotworowych.
Jak pokonać wyjątkowo przebiegłe komórki rakowe?
Wymyślona przez laureatów koncepcja zaprzęgnięcia układu odpornościowego do kuracji onkologicznych polega w skrócie na tym, aby zdemontować na powierzchni limfocytów wspomniane receptory, które pełnią rolę swoistych hamulców. Przyjrzyjmy się temu bliżej na podstawie wykorzystania w nowoczesnych terapiach leków blokujących na limfocytach odkryte przez Japończyka białka PD-1. Działanie tych nowoczesnych medykamentów to jak spuszczenie ze smyczy psów gończych, które w organizmie zaatakują i zniszczą każdego wroga.
Co ciekawe, na powierzchni komórek rakowych odkryto bardzo podobne białka, które łączą się z limfocytowymi receptorami PD-1 jak klucz wchodzący do zamka. To tzw. ligandy, w związku z czym nazwano je PDL-1 (ligand obecny na powierzchni komórki rakowej jest zgodnie z tym porównaniem kluczem, a receptor limfocytu – zamkiem, do którego ten klucz pasuje). Uczeni zastanawiali się, po co nowotworom takie ligandy, i znaleźli odpowiedź świadczącą o wyjątkowej przebiegłości komórek rakowych. Otóż już na wczesnym etapie wyposażają się one w te receptory, aby zbliżający się do nich limfocyt z białkiem PD nie niszczył ich, tylko złączony w uścisku został przez raka zneutralizowany. PDL-1 jest więc parasolem, pod którym rak czuje się bezpiecznie. Druga strategia leczenia polega więc na tym, aby ten parasol usunąć. Za pomocą nowych leków blokujemy receptory PDL-1, dzięki czemu limfocyty i wezwane przez nie patrole układu odpornościowego mogą zabrać się za niszczenie raka, dostrzegając na jego powierzchni inne obce antygeny (nieschowane pod parasolem PDL-1).
Czerniak, rak piersi, nerek, płuc, glejak...
Najbardziej zdumiewa dziś onkologów uniwersalność nowej metody. Dwa lata temu wydawało się, że jedynym kandydatem do tej terapii będzie czerniak, gdyż posiada sporo antygenów będących łatwymi celami dla układu immunologicznego. Ale równie pozytywne wyniki widać w badaniach raka piersi, nerek, narządów układu pokarmowego czy nawet glejaków mózgu. No i rak płuca – też wydawał się trudnym przeciwnikiem w starciu z limfocytami, ale coraz częściej udaje się go tą nową metodą pokonać.
Zabić czy tolerować?
Jaka zatem czeka nas przyszłość? Onkolodzy nie potrafią na razie uzgodnić jednego scenariusza. Jedni zapowiadają rychły zmierzch chemioterapii, którą może całkowicie wyprzeć terapia molekularna i immunoterapia. Inni nadal widzą jej miejsce w sekwencji wpisanej w wieloetapową kurację, bo każda metoda ma swoje plusy, ale i ograniczenia. Immunoterapia na przykład nie działa szybko, układ odporności musi mieć trochę czasu na rozpoznanie wroga. Z kolei chemia osłabia odporność pacjenta, jednak gwałtownie niszcząc komórki rakowe, sprzyja pojawieniu się na ich powierzchni większej liczby antygenów – stają się więc łatwiejszym celem dla terapii immunologicznej. Wiedzę na ten temat trzeba teraz ze sobą scalić i umiejętnie wykorzystać.