Nauka

Wybuchł ostry spór o to, kto ma w Polsce leczyć nadciśnienie tętnicze

Decyzja o zamknięciu specjalizacji z hipertensjologii może się ostatecznie obrócić przeciwko pacjentom. Decyzja o zamknięciu specjalizacji z hipertensjologii może się ostatecznie obrócić przeciwko pacjentom. PantherMedia
Dopiero co neurolodzy domagali się wpisania ich na listę specjalizacji priorytetowych, a już mamy ostry protest specjalistów leczących nadciśnienie, których planuje się z listy specjalizacji całkowicie usunąć.

Co rusz przedstawiciele różnych specjalności medycznych szturmują bramy Ministerstwa Zdrowia, by walczyć o swoją dziedzinę i chronić ją przed degradacją. Dopiero co neurolodzy domagali się wpisania ich na listę specjalizacji priorytetowych, dzięki czemu młodzi lekarze odczuliby finansowe zachęty do kształcenia w tym kierunku (bo neurologów ubywa, a społeczeństwo się starzeje i nie ma kto leczyć schorzeń neurologicznych), a już mamy ostry protest specjalistów leczących nadciśnienie, których planuje się z listy specjalizacji całkowicie usunąć.

Czytaj także: Polska na ostatnim miejscu w Europie pod względem liczby lekarzy

Nie pierwsza próba odchudzenia listy specjalistów

W kraju, w którym 10 mln Polaków choruje na nadciśnienie? – pyta retorycznie prof. Krzysztof J. Filipiak, prezes Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego.

Ale zakusy, by zlikwidować tę specjalizację, nie są wcale nowe. Już w lutym 2012 r. resort zdrowia pod kierunkiem Ewy Kopacz próbował odchudzić listę specjalności (mamy ją jedną z najdłuższych na świecie: 86 pozycji, a z wojskowymi 90). Padały argumenty, że skoro problem z nadciśnieniem tętniczym jest w Polsce tak masowy, to po co wydzielać go z interny i kardiologii? Wszak specjaliści od chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej powinni umieć zajmować się nim na tyle skutecznie, aby nie trzeba było mnożyć w tej dziedzinie nadspecjalistów.

Dziś plany są takie, aby z hipertensjologii uczynić umiejętność lekarską i wraz z innymi wąskimi specjalizacjami nadawać lekarzom jedynie certyfikaty potwierdzające ich węższe umiejętności.

Czytaj także: Zapaść w służbie zdrowia. Czy Szumowski to zmieni?

Czy chodzi o racjonalizację leczenia?

Tu jednak od razu pojawia się opór hipertensjologów: dlaczego nie ma zamachu na diabetologię, w której również pracują specjaliści od jednej choroby (cukrzycy) i którzy także zajmują się przede wszystkim ochroną pacjentów przed powikłaniami?

Istotnie, nadciśnienie w dzisiejszych czasach to coraz większy problem, bo wraz z przyrostem liczby otyłych dzieci i nastolatków powiększy się rzesza chorych ze zbyt wysokim ciśnieniem. Choroba jest podstępna, a jej powikłania zagrażają życiu (udary, zawały, choroby nerek, demencja) – aby do nich nie dopuścić, trzeba w umiejętny sposób zaplanować kurację, co często przypomina żonglerkę wieloma lekami, by wybrać kilka najskuteczniejszych.

Nasze grono nie wyleczy kilku milionów pacjentów, ale ktoś musi lekarzy rodzinnych wyszkolić i być jakby wyższą instancją od przypadków najtrudniejszych, opornych na standardową terapię – uzasadnia prof. Zbigniew Gaciong, obecny konsultant krajowy ds. hipertensjologii.

Czytaj także: Rząd nie wydaje na zdrowie Polaków tyle, ile obiecał

Młodzi lekarze szukają wyzwań

Ale nie wszyscy lekarze myślą podobnie. Niektórzy dziwią się, że ich koledzy – tak jak siedem lat temu – uparcie bronią swego. Przecież nie ma zamachu na Polskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego, które może nadal prowadzić edukację i szkolenia, a czy wprowadzenie certyfikatów dla podkreślenia węższych umiejętności lekarskich (np. właśnie leczenia trudnych przypadków nadciśnienia) przynosi komuś ujmę?

– Umiejętności lekarskie powinny odnosić się do konkretnych, prostych zabiegów – uważa prof. Krystyna Widecka z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. – A nasza specjalność jest o wiele szersza, pracujemy na styku kardiologii, angiologii, nefrologii i endokrynologii.

Prawdą jest, że to nie pierwszy rok, kiedy Ministerstwo Zdrowia planuje w miejsce najwęższych specjalizacji wprowadzić system umiejętności. Lecz do tej pory zamiary te rozbijały się o brak porozumienia między lekarzami, w oparciu o jakie kryteria je przyznawać i kto ma to robić. Egzaminu specjalizacyjnego przecież nie będzie, a jeśli dziś zlikwidujemy taką specjalizację, zniknąć mogą wkrótce poradnie nadciśnieniowe, gdyż NFZ wycofa się z kontraktowania w nich świadczeń i w ślad za tym który młody lekarz zechce szkolić się w dziedzinie bez przyszłości? Nawet za cenę otrzymania zaszczytnego certyfikatu. Już teraz większość wybiera kardiologię interwencyjną, gdyż zabiegi inwazyjne są wciąż lepiej wyceniane przez NFZ i to ciekawsze niż żonglerka lekami u nadciśnieniowców.

W Szczecinie już od 1 kwietnia w Szpitalu Uniwersyteckim całość opieki nad diagnostyką chorych z nadciśnieniem będą po rozwiązaniu referencyjnego ośrodka dla hipertensjologii sprawowali reumatolodzy i endokrynolodzy. Czy chcemy się leczyć u specjalistów, którzy kształcą się li tylko na wykładach podczas swoich konferencji naukowych?

Czytaj także: Jak rozpoznać nadciśnienie płucne?

Pacjenci zostaną sierotami

Decyzja o zamknięciu specjalizacji z hipertensjologii może się więc ostatecznie obrócić przeciwko pacjentom. Prof. Zbigniew Gaciong stawia taki argument: – Po co tracić czas na szkolenie lekarzy w bardzo szerokich specjalnościach w sytuacji braku specjalistów? Czy nie lepiej, gdy tak bardzo brakuje lekarzy, wyszkolić ich od razu, zamiast czekać, by zechcieli się dokształcać i zdobywać umiejętności ze swojej dyscypliny?

Czy więc obawy hipertensjologów są uzasadnione? Sensowność ich istnienia kwestionuje powołany przez ministra zdrowia w ubiegłym roku zespół reformujący system kształcenia lekarzy, na którego czele stoi znany z protestu rezydentów dr Jarosław Biliński. W zespole są też kardiolodzy, ale zdaniem prof. Filipiaka to bardzo wygodna dla ministra-kardiologa formuła: – Zawsze będzie mógł powiedzieć, że to nie jego postulat, lecz propozycja „środowiska”.

Ale gdyby zapytać pacjentów – zwłaszcza tych z nadciśnieniem – u kogo chcą się leczyć, jestem pewien odpowiedzi, że u swoich dotychczasowych specjalistów.

Oby za kilka lat ludzie po usłyszeniu takiego pytania w ogóle wiedzieli, gdzie i do kogo mogą się z tym zwrócić. Oby nie błąkali się ze skierowaniami od lekarzy rodzinnych i adnotacją: trudny przypadek, jak pomóc?

Czytaj także: Dlaczego w przysiędze Hipokratesa nie ma nic o zdrowiu lekarzy?

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną