Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Co się kryje za serią tajemniczych zgonów e-palaczy

Okres, kiedy e-papierosy bezwarunkowo uważano za zdrową alternatywę szkodliwego palenia tytoniu, właśnie bezpowrotnie minął. Okres, kiedy e-papierosy bezwarunkowo uważano za zdrową alternatywę szkodliwego palenia tytoniu, właśnie bezpowrotnie minął. Nery Zarate / Unsplash
W ubiegłym tygodniu wiele informacji napływających ze świata poświęconych było elektronicznym papierosom. Zdaje się, że okres, kiedy bezwarunkowo uważano je za zdrową alternatywę szkodliwego palenia tytoniu, właśnie bezpowrotnie minął.

Ale bez paniki! Sami lekarze na razie nie wiedzą, co w e-papierosach najbardziej szkodzi i komu.

Wapowali i zmarli

W centrum uwagi znalazły się Stany Zjednoczone, gdzie stwierdzono do tej pory sześć zgonów użytkowników waporyzacji, czyli coraz popularniejszego również u nas chmurzenia. Ale co bardziej niepokojące, zgłoszono też – tylko w tym roku! – aż 450 przypadków tajemniczej choroby płuc. Badacze zajmujący się zdrowiem publicznym z Harvardu oraz amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC) próbują ustalić, co stoi za tym niepokojącym wzrostem zachorowań: konkretna toksyna lub substancja znajdująca się w składzie e-papierosów, czy też jest to po prostu konsekwencja intensywnego wapowania.

Wszyscy, którzy zmarli lub których dotknęły niewyjaśnione dolegliwości układu oddechowego, używali elektronicznych papierosów w ciągu 90 dni przed wystąpieniem objawów. Najpierw były to duszności i bóle w klatce piersiowej, a następnie: kaszel, wymioty, osłabienie, biegunka i gorączka. Symptomy początkowo sugerowały ciężkie zapalenie płuc.

Wielu badaczy przypuszcza – i w sumie byłaby to pocieszająca wiadomość dla milionów zwolenników tej metody dostarczania nikotyny – że cały problem wziął się z radosnej inwencji co bardziej pomysłowych użytkowników, którzy do firmowych urządzeń zaczęli dodawać wytwarzane domowymi sposobami płyny i aromaty, a nawet substancje psychoaktywne. Oczywiście bez żadnej kontroli ich wytwarzania i ilości, jaka trafiała do wdychania.

Reklama