Nauka

Rekordowe temperatury na Antarktydzie. Biały Ląd się budzi?

Góry i lądolód Antarktydy Góry i lądolód Antarktydy Antarctic Photography Exhibition 2016 / Forum
Ciepło kumulujące się w atmosferze i przenikające do oceanów zaczyna się dobierać do Półwyspu Antarktycznego. To pierwszy kawałek Białego Lądu, który może stracić lód. Właśnie tu na początku lutego temperatury poszybowały do 20 st. C. To tylko anomalia czy już trwały trend?

Kiedy zerkniemy na mapę Antarktydy, zobaczymy długi i wąski pas zlodzonego lądu ciągnący się w kierunku północnym na długości ponad 1000 km. To właśnie Półwysep Antarktyczny, wyglądający niczym palec wskazujący, wycelowany przez Antarktydę w Amerykę Południową. Na samym jego koniuszku znajduje się argentyńska baza Esperanza, w której 7 lutego tego roku termometry pokazały 18,3 st. C. To najwyższa temperatura zarejestrowana na Antarktydzie w historii pomiarów. Przebiła o 0,8 st. C poprzednie maksimum z marca 2015 r.

Czytaj także: Jak znika Antarktyda

Mapa AntarktydyPolitykaMapa Antarktydy

Rekordowo wysokie temperatury. Anomalia czy trend?

Dwa dni później padł jeszcze jeden, znacznie starszy rekord – na wyspie Seymour Island odległej o ok. 100 km od Esperanzy (a więc też stałego lądu) zarejestrowano w środku dnia aż 20,75 st. C. To z kolei najwyższa temperatura dla całej Antarktyki, czyli regionu świata obejmującego nie tylko kontynent, ale też oblewające go morza i znajdujące się na nich liczne wyspy. Umowną granicę Antarktyki wyznacza równoleżnik 60 st. szerokości geograficznej południowej – tak zapisano prawie sześć dekad temu w Układzie Antarktycznym. Dodajmy jednak, że istnieje też przyrodnicza granica Antarktyki. To strefa mieszania się zimnych wód antarktycznych z cieplejszymi wodami oceanicznymi docierającymi z północy. Zwana jest antarktycznym frontem polarnym. Ów front latem wycofuje się na południe, bliżej Białego Lądu, a zimą przesuwa na północ. Tak rozumiana Antarktyka nie ma stałych rozmiarów, lecz kurczy się i rozszerza, posłuszna rytmowi pór roku.

Niezależnie od definicji regionu przez wiele dekad rekord dobowej temperatury maksymalnej należał do wyspy Signy leżącej w archipelagu Orkadów Południowych. 30 stycznia 1982 r. zmierzono tam 19,8 st. C. Trzeba było zatem czekać 38 lat na jego pobicie. Oba tegoroczne pomiary czekają jeszcze na oficjalne potwierdzenie Światowej Organizacji Meteorologicznej. Jej eksperci sprawdzają, czy nie popełniono żadnego błędu i od strony metodologicznej wszystko się zgadza. Tymczasem klimatolodzy zadają sobie pytanie, czy te nowe rekordy okażą się tylko anomalią, wyjątkiem od średniej wieloletniej, czy też są zapowiedzią nadejścia nowej, silniejszej fali ciepła do północnych rubieży Antarktydy.

Czytaj także: Gorąco w styczniu? Grzeje nas… Ocean Indyjski

Jak to z tą temperaturą bywało?

Przez cały XX w. większość Antarktydy pozostawała mało czuła na wzrosty temperatur na globie. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z kontynentem, który pod lodem znajduje się od 12−14 mln lat, a przez poprzednie 20 mln stopniowo się ochładzał. Dziś średnie roczne temperatury w jego wnętrzu wynoszą ok. -50 st. C. Cieplej jest na wybrzeżach, choć i tu średnie roczne oscylują w granicach -10 st. C. Najłagodniejszy klimat ma Półwysep Antarktyczny i sąsiadujące z nimi wyspy, takie jak wspomniana Seymuor Island czy też znana nam dobrze Wyspa Króla Jerzego, na której znajduje się stacja „Arctowski”. W latach 2013−17 średnia roczna temperatura na polskiej stacji wynosiła -1,7 st. C, a najniższa i najwyższa temperatura zanotowane w tym okresie to odpowiednio -21,4 st. C i 12,2 st. C („Polish Polar Research”, t. 40, nr 1, 2019 r.).

W drugiej połowie XX w. Półwysep Antarktyczny ocieplił się o prawie 3 st. C, a zatem był jednym z najszybciej rozgrzewających się rejonów kuli ziemskiej. Jedną z konsekwencji było przyspieszenie rozpadu lodowców szelfowych przylegających do półwyspu od wschodu. Lodowiec szelfowy to lód, który spłynął z lądu i teraz unosi się na wodzie, ale wciąż nie stracił z nim kontaktu. Kiedy klimat się oziębia, lodowce szelfowe puchną, gdy się ociepla – wycofują się i rozpadają. Tak właśnie dzieje się w ostatnich dekadach.

W 1995 r. rozpadł się lodowiec szelfowy Larsen A, siedem lat później jego los podzielił Larsen B, a w tej chwili ciepło dobiera się do znacznie większego Larsena C, od którego w 2017 r. oderwała się góra lodowa A68 o długości 150 km i grubości 200 m (wciąż jest cała i płynie na północ). Także większość lodowców spływających wprost do morza z zachodniej strony Półwyspu Antarktycznego cofnęła się w głąb lądu i zarazem przyspieszyła w drugiej połowie XX w. Co ciekawe, ten trend ocieplający na półwyspie i w jego sąsiedztwie uległ odwróceniu na początku tego stulecia i przez ponad dekadę – jak wskazują dane z wielu stacji w tym regionie, w tym z Arctowskiego – średnie temperatury roczne były nieco niższe niż wcześniej (jednak nadal względnie wysokie). Tegoroczny ciepły sezon może oznaczać, że trend powrócił.

Czytaj także: Zmiany klimatyczne wymykają się spod kontroli

Antarktyda bez lodu? Zabójcze domino

Co by się stało, gdyby z Półwyspu Antarktycznego zniknął cały lód? Jak bardzo podniósłby się poziom światowego oceanu? Eksperci szacują, że byłoby to ok. 24 cm. Nie brzmi to imponująco, ale to byłby dopiero początek. Po pierwszej kostce domina upadłaby bowiem kolejna, znacznie większa: Antarktyda Zachodnia, której zniknięcie sprawiłoby, że morza podniosłyby się o trzy–cztery metry. To już byłaby fatalna wiadomość dla setek milionów ludzi zamieszkujących wybrzeża morskie. Jak duże jest prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie? To oczywiście zależy od tempa ocieplania się ziemskiego klimatu, a w przypadku Antarktydy przede wszystkim ziemskich oceanów, bo to woda morska – roztapiająca od spodu lodowce szelfowe, które trzymają w ryzach jęzory lodowe spływające z lądu – jest dziś głównym rozgrywającym. Im więcej wyemitujemy gazów cieplarnianych, tym więcej ciepła atmosfera przekaże do oceanów i tym szybciej to ciepło oceaniczne wgryzie się w Antarktydę Zachodnią oraz w niektóre wrażliwsze kawałki olbrzymiej Antarktydy Wschodniej.

Topniejący lód odrywa się od lądolodu.ESATopniejący lód odrywa się od lądolodu.

Czytaj także: Skąd wiadomo, że świat tonie? Raport IPCC nie pozostawia wątpliwości

Poza czynnikiem ludzkim drugim elementem niepewności jest stabilność lodu. Tempo jego pozbywania się przez całą Antarktydę wzrosło trzykrotnie w ostatniej dekadzie, a Antarktyda Zachodnia należy do miejsc, które najszybciej przechodzą metamorfozę. Ale wiedza na ten temat wciąż jest niedostateczna. Satelity od czterech dekad zbierają tu dane i nie mają sobie równych, jeśli chodzi o nieprzerwane gromadzenie obserwacji na dużych obszarach, ale nie są w stanie zdobyć szczegółowych informacji, które pozwoliłyby na zwiększenie precyzji prognoz. Do tych istotnych detali słabo dostrzegalnych z orbity okołoziemskiej należą: grubość lodu, przebieg podlodowej granicy lądu i oceanu, nachylenie czaszy lodowej wpływające na tempo transportu lodu z wnętrza kontynentu, ukształtowanie skalnego podłoża kontynentu itd.

„Lodowa apokalipsa” w końcu nadejdzie

Cztery lata temu David Pollard z Pennsylvania State University i Robert M. DeConto z University of Massachusetts w artykule na łamach „Nature” napisali, że za sprawą Antarktydy lustro wody w oceanach podniesie się o ponad metr do 2100 r. i o nawet 15 m do 2500 (przy założeniu wysokich emisji gazów cieplarnianych). Konkluzja znanych badaczy odbiła się szerokim echem na świecie. Pisano o nadchodzącej „lodowej apokalipsie”, a dwa główne antarktyczne lodowce, których rozpad miał uruchomić potop – lodowiec Thwaitesa i Pine Island Glacier – określano „rycerzami zagłady”.

Od lodowca Pine Island oderwała się góra lodowa o powierzchni 300 km kw.Copernicus Sentinel 2/ESAOd lodowca Pine Island oderwała się góra lodowa o powierzchni 300 km kw.

Tymczasem nieco wcześniej Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatycznych oszacował udział Antarktydy we wzroście poziomu mórz w XXI w. na nie więcej niż 12 cm. Na szczęście alarmistyczne przestrogi Pollarda i DeConto zostały negatywnie zweryfikowane w zeszłym roku. Również w „Nature” grupa badaczy pod kierunkiem Tamsin Edwards z King’s College London przy pomocy tego samego modelu, lecz z wykorzystaniem nowych danych, oszacowała, że Antarktyda może podnieść poziom oceanów w XXI w. o 13–31 cm. Pollard i DeConto w zasadzie zgodzili się z tymi nowymi wyliczeniami, ale uważają, że w scenariuszu zakładającym, że nic nie zrobimy z emisjami węgla, a średnie temperatury globalne wzrosną o 3–5 st. C do końca wieku, rozpad Antarktydy Zachodniej jest nieunikniony, tyle że zostanie opóźniony o kilka dekad. Co się odwlecze, to nie uciecze.

Czytaj także: Antarktyda się rozpuszcza

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną