W amerykańskim żargonie wojskowym tego typu sytuacja określana jest jako clusterfuck. Tłumaczenie nie jest chyba konieczne. W terminologii nieco bardziej naukowej określa się je mianem normal accidents, „zwyczajnych wypadków”. To termin zaproponowany przez Charlesa Perrowa, socjologa z Yale University, autora słynnej książki z 1984 r. pod tym samym tytułem.
Termin dotyczy zjawisk zachodzących w bardzo złożonych systemach, w których drobna usterka może prowadzić do totalnej katastrofy. Zdarzają się one wszędzie tam, gdzie jest jakaś powierzchnia styczna materii technicznej i ludzkiej – w systemach kontroli ruchu powietrznego, fabrykach, na pokładach okrętów i samolotów.
Czytaj też: Wielkie porażki genialnych wynalazków
Klasycznym przykładem zwyczajnego wypadku jest awaria w elektrowni jądrowej Three Mile Island (TMI) w Stanach Zjednoczonych. Wydarzyła się 28 marca 1979 r. – właśnie na skutek kumulacji drobnych usterek oraz szeregu błahych błędów popełnionych przez techników, którzy mimo najszczerszych chęci i kompetencji nie byli w stanie ogarnąć stopnia skomplikowania systemu.
Jeden z reaktorów elektrowni uległ częściowemu stopieniu, a skażony radioaktywnie obłok pary wodnej poszybował do atmosfery. Nikt nie ucierpiał ani w elektrowni, ani w okolicy, ale TMI pozostaje symbolem apokalipsy komunikacyjnej.
Czytaj też: Pandemia. Fatalna porażka rynków
Deficyt współczucia
Okoliczni mieszkańcy zostali wystawieni na promieniowanie porównywalne z tym, którego doświadcza się przy okazji prześwietlenia klatki piersiowej.