Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Już wiadomo, co stoi za tajemniczą śmiercią słoni w Botswanie

W regionie Delty Okawango, największej na świecie delty rzeki śródlądowej, znaleziono oszałamiającą liczbę… 330 zwłok słoni. Okazuje się, że powaliły je... mikroorganizmy. W regionie Delty Okawango, największej na świecie delty rzeki śródlądowej, znaleziono oszałamiającą liczbę… 330 zwłok słoni. Okazuje się, że powaliły je... mikroorganizmy. Reuters / Forum
Cyjanobakterie, czyli sinice, niepozorne mikroorganizmy, potrafią zepsuć urlop nad Bałtykiem, ale też powalić stado słoni. Winnym takim tragediom są jednak nie one, a człowiek.

Sinice raczej nie cieszą się społeczną sympatią. Potrafią zepsuć wypoczynek nad wodą, a ich zakwity to jeden z wielu problemów ochrony wód. Zresztą mało powiedziane – z cyjanobakteriami, bo tak też nazywane są sinice, nie ma żartów.

Czytaj więcej: Dobrze zorganizowane, niebywale ekspansywne i już dziś gotowe na wszystko

Sinice kontra świat, czyli Very Fast Death Factor

Część gatunków sinic występujących zarówno w słonych, jak i słodkich wodach produkuje wysoce toksyczne substancje. Niektóre z nich, np. najpowszechniej występujące w wodach mikrocystyny, powodują zaburzenia wątroby, a według Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem są prawdopodobnie także rakotwórcze. Bardzo toksyczna jest też inna toksyna produkowana przez sinice – cylindrospermopsyna. Inne mogą z kolei powodować zmiany na skórze.

Są wśród nich substancje wpływające na układ nerwowy – działanie saksitoksyn grozi paraliżem, a co gorsza, mogą się one kumulować w niektórych organizmach wodnych. Narażamy się więc na nie także podczas wystawnej kolacji z owocami morza na talerzu. Z kolei anatoksyna-a może w krótkim okresie doprowadzić do zgonu wskutek uduszenia. Toksykolodzy środowiskowi nadali jej nawet nieoficjalną nazwę, która mogłaby zainspirować muzyków heavy metalu: Very Fast Death Factor.

Za śmierć zwierząt najczęściej odpowiadają te dwie ostatnie grupy cyjanotoksyn. W latach 90. anatoksyna-a spowodowała śmierć niemal 30 tys. małych flamingów na jeziorze Bogoria w Kenii, gdzie żyje niemal 75 proc. całej populacji tego gatunku. W różnych częściach świata opisano przypadki psów, które z radością wbiegały do wody, by kilka minut później rzucać się w konwulsjach i dusić – zgon następował najwyżej w kilka godzin.

Reklama