Indie od dawna są liczącym się graczem na światowym rynku leków, zwłaszcza preparatów generycznych i biopodobnych, które można wytwarzać po wygaśnięciu oryginalnych patentów.
Firma Cadila Healthcare Ltd (Zydus) z Ahmedabadu – producent szczepionki uodparniającej na grypę, którą można już kupić w niektórych polskich aptekach – działa od 1952 r. i była początkowo rodzinnym biznesem farmaceuty Ramanbhaia Patela oraz jego wspólnika Indravadana Modi. Przez ostatnie dwie dekady przejęła kilka mniejszych spółek, stając się dość mocnym podmiotem sprzedającym swoje produkty w ponad 20 krajach. Nawiązała też współpracę ze znanym koncernem Gilead Sciences, z którym podpisała umowę licencyjną m.in. na produkcję remdesiviru (leku stosowanego przy covid-19).
Szczepionka nie gorsza od innych
Szczepionka przeciwko grypie Vaxiflu-4 jest więc tylko jednym z produktów w dość szerokim portfolio tego wytwórcy. I nie musi być w niej wcale, jak niektórzy ironizują, sama woda ze świętej rzeki Ganges…
Czytaj także: Obietnice zamiast szczepionki na grypę
Jest to inaktywowana szczepionka czterowalentna, a więc zawiera szeroką ochronę przeciwko wirusom grypy, identycznie do innych tego rodzaju produktów, sprzedawanych w Polsce od kilku lat. Chodzi o uodpornienie przeciwko dwóm podtypom wirusa grypy A oraz dwóm typom wirusa grypy B – takie zalecenie znajduje się w międzynarodowych rekomendacjach od sezonu 2014/2015 r.
Zastąpiono nimi szczepionki trójwalentne, które zawierały szczep inaktywowanego wirusa grypy tylko z jednej linii typu B, co czyniło je mniej dopasowane do krążących szczepów w populacji. Szczepionki przeciwko grypie chroniące przed czterema wirusami grypy są wytwarzane w taki sam sposób, jak dawniej powstawały szczepionki trójwalentne. Poddane zostały takim samym badaniom, jak inne szczepionki dopuszczone do obrotu.
Istnieją pomiędzy nimi subtelne różnice, ale zawierają ten sam skład jakościowy i ilościowy zalecany przez WHO na obecny sezon oraz są inaktywowane (to wiadomość dla antyszczepionkowców: żadna szczepionka nie może wywoływać grypy, gdyż nie zawiera żywego wirusa!).
Ministerstwo Zdrowia wyraziło zgodę na czasowe dopuszczenie hinduskiego Vaxiflu-4 w liczbie 10 tys. dawek, co nie oszałamia, ale takie czasy, że nawet kilkaset fiolek może rozejść się na pniu. Jak informuje branżowy portal farmaceutów www.mgr.farm, resort nie wyklucza wydania kolejnej zgody na sprowadzenie nowych partii, jeśli pierwsza zostanie rozliczona we właściwy sposób.
Trudno jednak na razie sprawdzić, ile aptek gotowych jest przyjąć z hurtowni ten produkt, wiedząc, że będzie kosztował dużo więcej niż szczepionki oferowane w tym roku w ramach refundacji. Owszem, popyt na szczepienia przeciwko grypie jest dużo wyższy niż w latach ubiegłych, ale czy Polacy będą skłonni zapłacić za fiolkę ok. 130 zł, wiedząc, że nieraz drugie tyle trzeba wydać w prywatnej przychodni na badanie lekarskie i sam zastrzyk? No i na ile będą ufać hinduskiemu wytwórcy, który debiutuje na polskim rynku?
Czytaj także: Zawiła droga do wynalezienia szczepionki na grypę
Deficytowy towar kosztuje drożej
Przypomnijmy, że na ten sezon grypowy zakontraktowano w Polsce początkowo cztery szczepionki przeciwko grypie: Influvac Tetra firmy Mylan, Vaxigrip Tetra firmy Sanofi Pasteur, Fluarix Tetra z GSK, Fluenz Tetra z Astra Zeneca. Miało to być 1,7 mln dawek, potem 2 mln, a rząd cały czas utrzymuje, że dostawy jeszcze się nie skończyły.
Ale np. Sanofi Pasteur już miesiąc temu informował o zrealizowaniu swojego zobowiązania w całości i choć można znaleźć w sieci zapewnienia, że firma postara się dostarczyć do Polski dodatkowe dawki, to rozsądek każe ostrożnie podchodzić do takich handlowych obietnic – wszak wiele krajów również dopomina się o zwiększone dostawy tego towaru (który już dawno został wyprodukowany) i nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewa się, że ewentualną nadwyżkę lepiej teraz sprzedać w Polsce niż we Francji lub Szwajcarii.
Rozeszła się natomiast wiadomość, że Agencja Rezerw Materiałowych oferuje aptekom szczepionki Influvac, sprowadzane również z Indii w ramach importu równoległego lub interwencyjnego, ale ponieważ mogłyby one trafić na rynek poza systemem refundacyjnym, ich cena także sięga 120–130 zł, nie doliczając marży apteki. – Farmaceuci boją się, że może być dla pacjentów zaporowa – mówi mgr Łukasz Waligórski ze wspomnianego portalu Mgr.farm. To jednak nie to samo co 23 zł w ramach 50-proc. refundacji (a ci, którym ona nie przysługuje, do tej pory płacili np. za Vaxigrip ok. 46 zł). Jednak inaczej być nie może – rząd umówił się z producentami na sfinansowanie określonego zamówienia, a wszystko co ponad może kosztować drożej (co niektórzy porównują ze sprzedażą tańszych biletów np. w Pendolino – po wyczerpaniu ustalonej puli pozostaje klientom pełna cena).
Czytaj także: Szczepiąc się na grypę, szczepisz się na zawał serca
Są szczepionki czy ich nie ma?
Agencja Rezerw Materiałowych (ARM) rozdysponowuje obecnie również szczepionki dla personelu medycznego. Minister zdrowia już na początku października zadecydował, że pracownicy ochrony zdrowia powinni mieć zapewniony dostęp do bezpłatnych szczepionek przeciwko grypie (tak jak osoby powyżej 75 r. życia mają je w tym roku za darmo, tyle że w ich przypadku dostęp wcale nie jest zagwarantowany). Owszem, uruchomiono nawet specjalną stronę, na którą podmioty udzielające świadczeń medycznych mogły do dzisiaj składać zapotrzebowanie na szczepionki dla pacjentów 75+, ale nie wszędzie z tego skorzystano i nie wszystkich życzenia już spełniono.
Z portalu Mgr.farm dowiedzieć się można natomiast, że jest problem ze szczepionkami, które trafiają z Agencji Rezerw Materiałowych do aptek, by mogli z nich skorzystać zatrudnieni w nich pracownicy. Resort zdrowia 20 listopada poinformował, że szczepionki bezpłatne dla personelu medycznego i seniorów podlegają obowiązkowemu raportowaniu, a aptekarze twierdzą, że nie mogą tego zrobić, gdyż otrzymują je z ARM bez żadnych dokumentów. Co więcej, farmaceuci już zdążyli się zaszczepić, więc dary nie są im potrzebne – ale odsprzedać ich nie można, a zwrócić jest dość trudno (należy w tym celu skontaktować się z Agencją Rezerw). Ministerstwo zaleciło, że w sytuacji, gdy jakaś szczepionka nie zostanie wykorzystana, można ją odstąpić pacjentom w wieku 75+, którym także przysługiwałaby ona bezpłatnie – ale i w tym przypadku farmaceuci dostrzegają problem, gdyż brakuje informacji o sposobie, jak takie przekazanie miałoby wyglądać.
Pozostaje mieć nadzieję, że zanim sezon grypowy rozkręci się na dobre (co zwykle następuje w Polsce w lutym), te wszystkie prawno-formalne kruczki uda się przezwyciężyć. Byłoby skandalem, gdyby zmarnowano w tym roku choć jedną dawkę szczepionki przeciwko grypie, skoro społeczeństwo wreszcie zrozumiało, że warto się w ten sposób uodpornić.