W tym tygodniu, jak wynika z zapowiedzi odpowiedzialnego za realizację programu szczepień Michała Dworczyka, szczepionki mają zostać podane 250 tys. osób. Przez całe dwa tygodnie udało się zaszczepić 200 tys., więc już teraz idziemy na rekord. Względny, bo Wielka Brytania szczepi po 200 tys. ludzi dziennie, a i tak zdaniem tamtejszych ekspertów jest to tempo zbyt wolne z powodu nadmiernej biurokratyzacji.
Ale czy oczekiwania naszego ministra i pełnomocnika rządu rzeczywiście się spełnią, skoro z różnych stron słychać, że punkty szczepień mają przestoje, bo nie otrzymują zamawianej liczby fiolek i wielu chętnych musi czekać na swoją kolej?
Czytaj także: Pod górkę ze szczepieniami
Zasłona dymna z wielkich liczb
Po ostatnich konferencjach prasowych ministra zdrowia Adama Niedzielskiego oraz pełnomocnika rządu ds. szczepień Michała Dworczyka trudno zgadnąć, kto najbardziej jest winny temu, że szczepienia idą u nas wolniej niż w wielu innych krajach, a personel medyczny – który powinien otrzymać szczepionkę jak najszybciej – skarży się na chaos.
Czy ostatecznie zawinili aktorzy i biznesmeni, którzy „załapali się” na szczepienia w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, czy rektor tej uczelni, który zgodnie z życzeniem ministra nie podał się na początku roku do dymisji, czy może Unia Europejska, która zamówiła za mało dawek u producentów, albo wreszcie oni sami, skoro nie potrafią wytworzyć ich tyle, ile obecnie wynosi popyt?