W sobotę 24 kwietnia każdy, kto widział, co działo się w Nowej Zelandii, mógł poczuć wielką zazdrość. Tego dnia stadion Eden Park w Auckland zapełnił się 50 tys. ludzi, którzy w ścisku i bez maseczek świetnie bawili się na koncercie zespołu Six60. Widok to nieznany światu od ponad roku, gdyż po salach koncertowych i trybunach stadionów od wielu miesięcy hula jedynie wiatr. Dlaczego w takim razie zezwolono na koncert w Auckland, w dodatku bez specjalnych obostrzeń sanitarnych?
Czytaj także: Czy wrócą letnie koncerty i festiwale
Tylko 2,6 tys. przypadków koronawirusa w ciągu roku
Nowa Zelandia skutecznie odizolowała się od świata, m.in. pilnując, by wszyscy powracający na wyspy przechodzili dwutygodniową kwarantannę, testowała masowo mieszkańców, a tam, gdzie było trzeba, wprowadzała lockdowny. Rezultaty okazały się imponujące: tylko 2609 przypadków koronawirusa od początku (!) pandemii w tym pięciomilionowym kraju, 26 zgonów. Są dni, że w Nowej Zelandii nie odnotowuje się żadnych nowych zakażeń koronawirusem. W takiej sytuacji można było zacząć bawić się na całego.
Kiedy będzie to możliwe w Europie? Na tak spektakularny spadek liczby zakażeń jeszcze z pewnością poczekamy, ale czy na pewno masowe imprezy na otwartym powietrzu stwarzają duże zagrożenie rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2? To pytanie tym bardziej zasadne, że nie ma danych wskazujących, iż liczne ubiegłoroczne protesty, m.in. w USA (po śmierci George’a Floyda zabitego przez policjanta) i