Pogoda przyspiesza
Pogoda przyspiesza: dlaczego grożą nam coraz częstsze nawałnice i powodzie
W czwartek, 15 lipca, nad ranem zwykle spokojna, łagodnie meandrująca rzeka Ahr w zachodnich Niemczech w pobliżu granicy z Belgią i Luksemburgiem, urosła dziesiątki razy, wystąpiła z brzegów, zajęła całą dolinę i zmieniła się w gigantyczny, rwący prąd. Niszczyła wszystko na swej drodze. Porywała domy, samochody, ludzi, uruchamiała osuwiska. Identycznie zachowało się wiele innych rzeczek i strumieni spływających ku nieodległemu Renowi ze zboczy prastarego, niewysokiego grzbietu górskiego Eifel, znanego dziś głównie z uprawy winorośli. Miasteczko po miasteczku, wieś po wsi były zmiatane z powierzchni ziemi przez rozszalały żywioł, który pojawił się nagle w tej sielskiej okolicy i uderzał z furią, jakiej nikt tu nie pamiętał.
Szokująco wysoka okazała się skala zniszczeń oraz liczba ofiar. Tydzień po przejściu żywiołu w Niemczech doliczono się 171 ofiar, a kolejnych 155 osób wciąż było poszukiwanych. Ponad 40 tys. mieszkańców doliny Ahr i sąsiednich poniosło szkody materialne. Przestała istnieć podstawowa infrastruktura techniczna. Woda zabrała mosty, drogi, słupy elektryczne. Zniszczyła sieć gazowniczą. Do użytku nie nadaje się ponad 600 km torowisk i 80 przystanków kolejowych. Odbudowa tego wszystkiego zajmie kilka lat. Szacowanie szkód dopiero się zaczęło. Wstępnie mówi się o 4–5 mld euro.
Ten sam żywioł równie brutalnie potraktował sąsiadujące z Niemcami rejony Belgii, gdzie śmierć poniosło co najmniej 31 osób. Większość zginęła pod gruzami zawalonych domów w miasteczku Pepinster leżącym w dolinie niewielkiej rzeki Vesdre spływającej z Ardenów, która w ciągu paru godzin przeobraziła się w zabójcze monstrum. W kraju ogłoszono żałobę narodową.
Bezpośrednią przyczyną dramatycznych scen, które rozegrały się w Niemczech i Belgii, były wyjątkowo silne i długotrwałe ulewy.