Ostatnio opinia publiczna dowiedziała się o istnieniu złotych alg. To oczywiście nazwa medialna, zresztą kalka angielskiej, bo dotąd polscy specjaliści od glonów, czyli fykolodzy, jej nie stosowali. Złotą algą nazywa się gatunek Prymnesium parvum. Fykolodzy, zwłaszcza od połowy XX w., prawie nigdy nie nadają polskich nazw, bo i tak z reguły nikt ich nie używa.
Czytaj też: Co będzie z zatrutą Odrą? Pierwsi alarmowali wędkarze
Toksyny, które zabijają ryby
Prymnesium parvum zostało pierwszy raz opisane przez brytyjską fykolożkę Nellie Carter, która znalazła je w stawie ze słonawą wodą na wyspie Wight. Wówczas podobne mu organizmy zaliczano do złotowiciowców, czyli glonów mających żółte zabarwienie i poruszających się przy pomocy wici. Na przełomie wieków grupę glonów, do której należy ten gatunek, wyłączono ze złotowiciowców, nazywając je haptofitami. Większość haptofitów wytwarza wapienne pancerzyki i może wywoływać zakwity wód oceanicznych. Zakwity te potrafią pokrywać prawie całą powierzchnię Morza Północnego, a haptofity uważa się za jedne z najbardziej rozpowszechnionych glonów morskich. Z pancerzyków dawnych haptofitów powstały niektóre pokłady kredy.
Prymnesium parvum należy do tych haptofitów, które utraciły zdolność wytwarzania pancerzyków, a poza tym nie ogranicza się do wód morskich, choć woli wody co najmniej lekko zasolone niż zupełnie słodkie.
Już dwa lata po naukowym opisaniu stwierdzono występowanie tego gatunku również w słonawych jeziorach Danii, odkrywając, że wydziela toksyny zabijające ryby. Przez następne pół wieku pozostawał on głównie ciekawostką z podręczników do botaniki czy ekologii wód, ale z czasem odkrywano go w kolejnych miejscach przy okazji niespodziewanych pomorów ryb.