Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Co dalej z zatrutą Odrą? Pierwsi alarmowali wędkarze

W rzece pływają tysiące śniętych ryb. Na zdjęciu: przystań żeglarska w Kostrzyniu nad Odrą W rzece pływają tysiące śniętych ryb. Na zdjęciu: przystań żeglarska w Kostrzyniu nad Odrą Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl
Robert Suwada, dyrektor biura wrocławskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego, mówi o zatruciu Odry, prawdopodobnych przyczynach katastrofy ekologicznej na rzece i szansach na złapanie truciciela.

KATARZYNA KACZOROWSKA: To wędkarze pierwsi zaczęli alarmować, że w Odrze dzieje się coś złego. Kiedy zauważyliście skażenie rzeki?
ROBERT SUWADA: Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to zatrucie wód Odry. Problem z rybami mamy od dwóch tygodni. Pierwsze przypadki śnięcia ryb wędkarze zgłosili 27 lipca. Od razu jako związek zwróciliśmy się do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska we Wrocławiu o zbadanie wody z rzeki. Dzień później potwierdziliśmy kolejne przypadki i wysłaliśmy ponowną prośbę o badania. Mam przed sobą na biurku dokumenty z tego dnia z Inspektoratu.

Czytaj też: W rzekach można brodzić po kolana. Wysychają błyskawicznie

I co z nich wynika?
Pobrano wtedy próbki wody poniżej Jazu Lipki – to miejsce, w którym zaczyna się obwód rybacki Odry użytkowany przez nasz okręg. Pobrano również próbkę na wysokości Oławy, na tzw. grobli, oraz w Łanach koło Wrocławia. Badania wykazały, że w wodzie na jazie i grobli jest mezytylen, związek działający toksycznie na wszystkie organizmy wodne. Ale nie stwierdzono go w próbkach pobranych w Łanach, co by oznaczało, że wtedy fala skażonej wody nie dotarła do Wrocławia.

W kolejnych dniach – dokładnie 30 lipca w sobotę – wędkarze odkryli masowe śnięcia ryb na kanale w Oławie. Mój pracownik, który monitorował stan rzeki, zobaczył na Jazie Lipki, że płyną do nas śnięte ryby znacznych rozmiarów oraz takie, które jeszcze żyły, ale miały problem z oddychaniem, oczkowały na powierzchni i przemieszczały się z nurtem wody, bo nie miały siły walczyć z zagrożeniem. I znów zawiadomiliśmy Inspektorat.

Reklama