Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Odra to nie powietrze. Dlaczego tak trudno badać jakość wód?

Napowietrzanie wody w Odrze. Szczecin Napowietrzanie wody w Odrze. Szczecin Dariusz Górajski / Forum
Powietrze otacza wszystko, w tym zanieczyszczenia, które rozchodzą się w miarę równomiernie i niosą z wiatrem. Wody powierzchniowe płyną rzekami lub stoją w jeziorach. Wydawać by się mogło, że przez to łatwiej je monitorować, ale jest przeciwnie.

Kilka lat temu często dało się słyszeć, że system monitoringu jakości powietrza w Polsce jest ułomny i nie informuje prawidłowo o zagrożeniu dla zdrowia. Zbiegło się to w czasie z modernizacją sposobu jego prezentacji. Dziś te dane są wyświetlane w popularnych mediach, można je znaleźć w aplikacjach na smartfony, każdy wie, że istnieją i można do nich sięgnąć. Nagle brzydkie kaczątko zamieniło się w łabędzia, a system jest podawany jako wzór dla monitoringu innego komponentu środowiska, czyli wody. Jest to jednak oczekiwanie nie do spełnienia z co najmniej dwóch powodów: technicznego i prawnego.

Czytaj też: Zdarzyło się Odrze i może się powtórzyć

Miotełka w rzece nie wystarczy

Woda i powietrze to zupełnie inne środowiska. Powietrze otacza wszystko, w tym zanieczyszczenia, które rozchodzą się w miarę równomiernie i niosą z wiatrem. Wody powierzchniowe płyną rzekami lub stoją w jeziorach. Wydawać by się mogło, że przez to łatwiej je monitorować, ale jest przeciwnie. Ze względu na ruchy powietrza można założyć, że jego skład pomiędzy dwiema stacjami pomiarowymi jest pośredni. W przypadku dwóch sąsiednich rzek czy jezior – ich stan może być zupełnie inny. Dlatego stanowisk pomiarowych wód musi być więcej niż powietrza. Już na początku lat 90. w sieci monitoringu wód było prawie tysiąc takich punktów, przy czym dotyczyło to głównie większych rzek.

Parametry wody i powietrza bada się na miejscu albo pobiera próby do laboratorium. W przypadku stacji badania powietrza należy zapewnić, aby był stały jego przepływ, zabezpieczyć przed deszczem (z wyjątkiem specjalnych stacji badających właśnie skład opadów) i wandalizmem. Takie stacje pokrywają się kurzem, czasem wpadnie w nie owad, ale ich konserwacja jest stosunkowo prosta.

W przypadku stacji wodnych łatwo o zamulenie i regularnie trzeba je czyścić z zarastających glonów, a nawet małży i innych osiadłych zwierząt. Przetarcie miotełką raz na jakiś czas nie wystarczy. A i tak może się okazać, że woda zamarznie albo jej poziom opadnie i nie da się nic zmierzyć. Dlatego utrzymanie takich stacji jest kosztowne. Z reguły zajmują się tym instytucje naukowe, dla których są oczkiem w głowie, ale zakończenie finansowania z grantu oznacza niekiedy likwidację stacji.

Czytaj też: Pracowici wojewodowie, perfidna opozycja i złote glony

Trzeba wymienić filtr

Kwestia konserwacji wiąże się z logistyką. Jeżeli stacja monitoringu powietrza bada pył, mimo automatyzmu samych pomiarów musi być codziennie odwiedzana w celu wymiany filtrów i zabrania materiału do analiz chemicznych w laboratorium – ich wyniki nie są wcale publikowane w czasie rzeczywistym. Przy dużym zapyleniu zdarza się, że nagromadzi się go więcej, niż przewidują ustawienia ważącej go wagi i stacja przestaje działać, aż ktoś przyjedzie i wymieni filtry. Stacje pomiaru jakości powietrza poza kilkoma wyjątkami mieszczą się w miastach, blisko placówek inspekcji ochrony środowiska czy jednostek naukowych je utrzymujących. Tymczasem punkty pomiarowo-kontrolne na rzekach i jeziorach z reguły umiejscowione są w trudno dostępnych miejscach.

Ta lokalizacja wiąże się z wymogami prawnymi. Monitoring powietrza, a przynajmniej ta jego część, której wyniki są powszechnie znane, opiera się na Dyrektywie Parlamentu Europejskiego i Rady 2008/50/WE z 21 maja 2008 r. w sprawie jakości powietrza i czystszego powietrza dla Europy (znanej pod akronimem CAFE). Monitoring wód zaś na Dyrektywie 2000/60/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 23 października 2000 r. ustanawiającej ramy wspólnotowego działania w dziedzinie polityki wodnej (nazywanej w skrócie ramową dyrektywą wodną, czyli RDW).

Te dyrektywy mają zupełnie inną filozofię. CAFE traktuje powietrze jako element środowiska człowieka potencjalnie zagrażający jego zdrowiu i zdrowiu uprawianych roślin, tymczasem RDW – przynajmniej w kwestii monitoringu – traktuje wodę jako element ekosystemu, kwestie zdrowotne pozostawiając innym regulacjom.

Czytaj też: „Istna Hiroszima, nawet ważki zniknęły”

Byle nie w pobliżu ścieku

Stacje monitoringu powietrza siłą rzeczy umieszczone są więc w dużych skupiskach ludzkich, a punkty pomiarowo-kontrolne wody – niekoniecznie. Oceny jakości powietrza są wykonywane w strefach. W Polsce granice stref zwykle odpowiadają granicom dużych miast i województw. Z kolei jakość wód jest oceniana w tzw. jednolitych częściach wód powierzchniowych (jcwp), czyli w jeziorach, odcinkach rzek, zalewach i zatokach morskich. Odcinek rzeki stanowiący jcwp ma zwykle kilkanaście kilometrów (bywają krótsze i dłuższe), a ocena ma być reprezentatywna dla niego całego – z uwzględnieniem różnych źródeł zanieczyszczeń i różnych miejsc samooczyszczania. Umieszczenie punktu w pobliżu zrzutu ścieków byłoby więc zupełnym zaprzeczeniem idei RDW.

Pod tym względem RDW działa nieco wbrew intuicji. Przyjęcie dyrektywy w 2000 r. było rewolucją – wcześniej monitoring wód po obu stronach żelaznej kurtyny wyrażał filozofię podobną co w przypadku powietrza – badał jakość wody jako surowca. EWG, a potem UE przyjmowała dyrektywy dotyczące ścieków, jakości wody w akwakulturze, kąpieliskach czy wody przeznaczonej do spożycia. Twórcy RDW postanowili pójść w inną stronę, bliższą ochronie przyrody. Oczywiście regulacje sanitarne nadal obowiązują, ale są opisane w innych przepisach i egzekwowane przez inne służby. W Polsce jest to Państwowa Inspekcja Sanitarna, nazywana potocznie sanepidem. Rzecz w tym, że systemy te są zupełnie rozbieżne – woda w dobrym stanie ekologicznym w rozumieniu RDW może nie spełniać norm sanitarnych i odwrotnie, woda o doskonałej jakości w rozumieniu dyrektywy kąpieliskowej może być w złym stanie ekologicznym.

Czytaj też: Odra. Lista grzechów zatrważa, ale poszukajmy nadziei

Skwer 16 Września 1944 r. w Warszawie. Miejska stacja tła jakości powietrzaPiotr Panek/PolitykaSkwer 16 Września 1944 r. w Warszawie. Miejska stacja tła jakości powietrza

Nierealistycznie idealistyczni

Pod tym względem monitoring sanepidu przypomina monitoring powietrza – wykonywany jest w miejscach aktywności ludzkiej, konkretnie w kąpieliskach lub systemach ujmowania i dystrybucji wody pitnej, i skupia się na zagrożeniu dla zdrowia. Za to inspektorzy sanitarni zupełnie słusznie mogą odmówić badania jakości wody pobranej z miejsca nieprzeznaczonego oficjalnie ani do kąpieli, ani do picia.

Zadania innej służby – Inspekcji Ochrony Środowiska – mogą też budzić pomyłki w oczekiwaniach. Ma ona dwa główne piony: monitoringowy i inspekcyjno-kontrolny. Monitoringowy zajmuje się m.in. badaniem powietrza, ale i wody według RDW. Sprawdza jednak ogólny stan ekologiczny, a nie zanieczyszczenia. W razie jakiegoś incydentalnego zanieczyszczenia pion inspekcyjno-kontrolny pobiera próby wody i zleca ich badanie Centralnemu Laboratorium Badawczemu GIOŚ, ale wyniki nie mają nic wspólnego z monitoringiem RDW. Pion monitoringowy nie może ich wykorzystać dla własnych celów, bo są pobrane w miejscu i czasie niereprezentatywnym.

Stan ekologiczny jest zdefiniowany w RDW jako jakość struktury i funkcjonowania ekosystemów wodnych. Jest w istocie dość statycznym pojęciem, a dyrektywa przewiduje, że jest oceniany raz na sześć lat, tak by uniknąć wpływu pojedynczych epizodów, jak incydentalne zanieczyszczenie, susze czy powodzie. Twórcy RDW byli nierealistycznie idealistyczni i zakładali, że praktycznie wszystkie wody w UE osiągną dobry stan do końca 2015 r., a kiedy to się stanie, można będzie w ogóle monitorować jakość wód co trzeci cykl planistyczny, czyli 18 lat. Oczywiście, stan wód wcale nie osiągnął powszechnie stanu dobrego, a jego ocena wręcz pogarsza się wraz z dokładaniem do monitorowania parametrów wcześniej nieuwzględnianych. Dlatego realizowany jest inny scenariusz przewidziany przez RDW, czyli wykonywanie monitoringu raz na trzy lata.

Czytaj też: Kto zabił Odrę? Rzeka będzie martwa przez co najmniej 10 lat

Terenówką w środek lasu

I tu kolejna różnica między wymogami różnych dyrektyw – CAFE przewiduje, że niektóre oceny są wykonywane na podstawie danych z całego roku, inne 24 godzin, a jeszcze inne jednej godziny. W związku z tym system monitoringu musi mieć przynajmniej w niektórych punktach i pod względem niektórych substancji rozdzielczość godzinną. Coś takiego trudno osiągnąć inaczej niż przez pomiary automatyczne. Tymczasem RDW przewiduje ocenę z danych zebranych z całego roku, ale nie musi być ona wykonywana co roku, ale co sześć lat. Większości parametrów składających się na tę ocenę nie da się zmierzyć automatycznie – to np. skład roślinności czy zespołów ryb albo substancje chemiczne wykrywane metodą chromatografii. Te kilka parametrów, które mogłyby zostać zmierzone automatycznie (temperatura, odczyn, przewodność, nasycenie tlenem, przy bardziej zaawansowanej aparaturze azotany czy chlorki), w skali potrzeb niewiele by zmieniły. I tak ktoś musi pojechać (samochodem terenowym) na stanowisko oddalone kilkadziesiąt kilometrów od placówki, w środku lasu czy w górach. I tak 12 razy w roku, choć niekoniecznie co roku w to samo miejsce.

Obecnie funkcjonuje ponad 200 stacji pomiaru jakości powietrza, a na sześciolatkę 2022–27 planuje się utworzyć ok. 3 tys. punktów pomiarowo-kontrolnych wody. Objęcie ich systemem monitoringu automatycznego jest poza wszelkimi wyobrażeniami. Oczywiście, samo istnienie takich stacji, rozmieszczonych w kluczowych punktach na rzekach, choć liczonych raczej w dziesiątkach niż tysiącach i mierzących kilka podstawowych parametrów (zdecydowanie poniżej wymogów RDW), byłoby całkiem przydatne.

Niedawno o istnieniu kilku takich stacji po niemieckiej stronie Odry dowiedziała się też polska opinia publiczna. Są nadzorowane przez agencje podlegające ministerstwom środowiska krajów związkowych razem ze stacjami monitorującymi poziom wody. Jako takie służą głównie celom wczesnego ostrzegania, tak naprawdę jednak nie mają nic wspólnego z monitoringiem jakości wód według RDW.

Czytaj też: Złote algi w Odrze. Skąd się biorą, dlaczego są groźne?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną