To ma być wspólny sposób na zahamowanie niekorzystnego wpływu, jaki ludzkość wywiera na planetę, i przepis na życie 8 mld ludzi w harmonii z naturą. Przynajmniej gdzieś od połowy wieku i w stopniu, który nie doprowadzi do upadku ekosystemów, zagrażając funkcjonowaniu mechanizmu podtrzymywania życia, także naszego.
Czytaj też: Ćwierć miliona wróbli mniej w Europie. Co to oznacza?
Wnioski z wielkiego wymierania?
Zdaniem negocjatorów ONZ porozumienie jest przełomowe, komentarze prasy i ekspertów każą też tu widzieć rzecz historyczną. Najbardziej spektakularny z ponad dwudziestki celów porozumienia zakłada, że do końca dekady ochroną zostanie objęte 30 proc. powierzchni mórz i lądów, do tego przywrócony ma być stan ekologiczny kolejnych 30 proc. zdegradowanych lądów, obszarów wód słodkich, mórz i stref przybrzeżnych. Będzie reforma publicznych subsydiów, by o 500 mld dol. rocznie zmniejszyć finansowanie przedsięwzięć, które – jak np. kopalnie odkrywkowe czy przemysłowe rybołówstwo – przyczyniają się do niszczenia środowiska. Dziś tylko 17 proc. lądów i 8 proc. powierzchni oceanów jest poza zasięgiem przemysłu, rolnictwa i rybołówstwa. Z kolei dotacje szkodliwe dla środowiska pompują w światową gospodarkę co roku 1800 mld dol.
Punktem wyjścia do zawarcia układu są wnioski wynikające z trwającego obecnie wielkiego wymierania. Rośliny, zwierzęta i inne formy życia nie dają sobie rady w starciu z rolnictwem, przemysłem, przełowieniem, polowaniami, górnictwem, pozyskiwaniem drewna, zmianą klimatu, zanieczyszczeniami i podczas spotkań z gatunkami inwazyjnymi.