„Nigdy wcześniej nie zaobserwowaliśmy czegoś takiego” – tak Europejskie Obserwatorium Południowe (ESO), jedna z największych organizacji prowadzących badania astronomiczne, skomentowała odkrycie, którego dokonano 19 października 2017 r. Tego dnia znajdujący się na Hawajach teleskop Pan-STARRS 1 dostrzegł na niebie niezwykły obiekt kilkusetmetrowej wielkości. Poruszał się dość szybko, a jego trajektoria wskazywała, że we wrześniu niezauważony znalazł się w najbliższym w stosunku do Słońca miejscu swojej trasy, zaś 14 października minął Ziemię w odległości 24,2 mln km (dla porównania: dystans naszej planety do centralnej gwiazdy to prawie 150 mln km). Kiedy astronomowie go dostrzegli, był już daleko od Ziemi (sto razy dalej niż Księżyc), zmierzając z powrotem w przestrzeń międzygwiazdową, z której przybył. To zaś powodowało, że w największych teleskopach wyglądał tylko jak mała jasna plamka.
Czytaj także: Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba już patrzy w kosmos
Oumuamua to słoneczny żagiel lub próbnik wystrzelony z pojazdu obcych
Był to pierwszy dostrzeżony obiekt, który przywędrował spoza Układu Słonecznego, i dlatego nadano mu nazwę Oumuamua (a dokładnie: 1I/ʻOumuamua), pochodzącą z języka hawajskiego i oznaczającą „posłańca z daleka” lub „posłańca, który przybył jako pierwszy”. Nie to jednak wywołało wielką naukową sensację, a w konsekwencji również medialną. Początkowo Oumuamua został sklasyfikowany jako asteroida lub kometa. Jednak jego niezwykle wydłużony kształt (trochę przypominający cygaro lub naleśnik) i dziwne zachowanie – m.in. zaczął przyspieszać, czego nie dawało się wytłumaczyć oddziaływaniem grawitacyjnym Słońca – oraz kilka innych trudnych do prostego wyjaśnienia cech skłoniło niektórych badaczy do postawienia prowokacyjnego pytania: czy nie mamy przypadkiem do czynienia z pojazdem kosmicznym obcej cywilizacji?
Jeden z nich – izraelsko-amerykański astrofizyk i kosmolog prof. Avi Loeb z Uniwersytetu Harvarda, wraz ze swoim współpracownikiem dr Shmuelem Bialym ogłosił nawet hipotezę, że Oumuamua może być żaglem słonecznym zbudowanym przez obcą cywilizację. A w 2021 r. ukazała się popularnonaukowa książka Loeba pod znamiennym tytułem „Extraterrestrial: The First Sign of Intelligent Life Beyond Earth” (w wolnym tłumaczeniu: „Pozaziemski: Pierwszy znak inteligentnego życia spoza naszej planety”) poświęcona dziwnemu przybyszowi z przestrzeni międzygwiezdnej.
W tym samym roku Loeb powołał również do życia „Projekt Galileo”, czyli kolejną inicjatywę naukowego poszukiwania dowodów istnienia obcych cywilizacji. Najbardziej znana spośród nich to program SETI, zainicjowany jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku, a polegający na poszukiwaniu za pomocą radioteleskopów sygnałów radiowych obcych cywilizacji. Loeb zgłosił inny pomysł: systematycznie skanujmy teleskopami przestrzeń kosmiczną w poszukiwaniu sztucznych obiektów pochodzenia pozaziemskiego: wszelkich sond kosmicznych, aktywnych czujników lub od dawna nieczynnej aparatury (czyli czegoś, co można by nazwać „artefaktami astroarcheologicznymi”). Może uda nam się znaleźć obiekty podobne do Oumuamua.
Czytaj także: Mroczna chemia kosmosu. Bez niej nie byłoby życia na Ziemi
Nie ma przekonujących dowodów, że to UFO
Tylko czy „posłaniec z daleka” to rzeczywiście sztuczny twór obcej cywilizacji? W nauce obowiązuje niepisana zasada („brzytwa Ockhama”), by w pierwszej kolejności szukać najprostszych wyjaśnień. Albo, jak ujął to nieżyjący już znany amerykański astronom i popularyzator nauki Carl Sagan, nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów. Tymczasem zwolennicy sztucznego pochodzenia Oumuamua jak dotąd takowych nie przedstawili.
Np. prof. Loeb sugerował, że wprawdzie tajemniczy obiekt nie porusza się z prędkością pojazdu kosmicznego potrafiącego szybko pokonywać odległości międzygwiazdowe, ale może obcy umieścili gdzieś większy macierzysty statek, z którego wystrzelili próbnik do naszego układu planetarnego. Mielibyśmy zatem szansę przechwycić jego komunikację radiową z macierzystą jednostką. Dlatego w 2017 r. radioteleskop w Green Bank w Wirginii Zachodniej, największy w pełni sterowalny tego typu obiekt na świecie, skierował swoją stumetrową czaszę na Oumuamua. Nie zarejestrował jednak żadnej aktywności radiowej, podobnie jak sieć radioteleskopów Allen Telescope Array należąca do Instytutu SETI.
Czytaj także: UFO made in USA. Kosmici wracają w amerykańskim stylu
Za to w lipcu 2019 r. zespół naukowców przedstawił w „Nature Astronomy” dokładną analizę wskazującą, że Oumuamua ma jak najbardziej naturalne pochodzenie. Ich zdaniem ten nietypowy obiekt, choć pozostaje dla nauki wciąż sporą zagadką (czy to asteroida, czy kometa), posiada jednak cechy porównywalne z wieloma znanymi małymi ciałami kosmicznymi, np. rdzawoczerwony kolor charakterystyczny dla wielu małych ciał niebieskich obserwowanych w Układzie Słonecznym.
Później zaś pojawiły się hipotezy, według których Oumuamua jest zbudowany z zamrożonego wodoru, gdyż powstał w wyjątkowo chłodnych i gęstych wodorowych obłokach międzygwiazdowych. Być może jednak jego podstawowy budulec stanowi zestalony azot, co wskazywałoby, że jest fragmentem ciała podobnego do naszego Plutona, na powierzchni którego wykryto gigantyczne lodowce z zamrożonego azotu.
Tajemnica dziwnego przyspieszania
Część istotnych cech cwciąż jednak pozostawała zagadką. W najnowszym numerze tygodnika „Nature” starają się ją rozwikłać dwaj naukowcy: Jennifer Bergner z University of California w Berkeley i Darryl Seligman z Cornell University. Przedstawiają oni model, który stanowi – w opinii astronoma Marco Micheliego z europejskiego Centre for Earth Observation Pan-STARRS (to on w 2018 r. przeanalizował trajektorię lotu Oumuamua, wykrywając jego dziwne przyspieszanie) – najlepsze i najbardziej kompleksowe wyjaśnienie fenomenu „posłańca z daleka”. A przede wszystkim jego dziwnego przyspieszania w pobliżu Słońca.
Czytaj dalej: A jeśli poza naszym istnieją inne wszechświaty? Witajcie w wieloświecie!
Oumuamua okazuje się małym obiektem przypominającym kometę, gdyż zawiera sporo wody. W trakcie podróży międzygwiezdnej jest ona wystawiona na działanie wysokoenergetycznego promieniowania kosmicznego, które rozbija jej atomy na tlen i wodór. I ten drugi pierwiastek okazuje się kluczem do rozwiązania zagadki. Atomy wodoru zostają bowiem uwięzione w lodzie, ale gdy Oumuamua zbliżył się do Słońca, jego promieniowanie zmieniło krystaliczną strukturę zestalonej wody, uwalniając pierwiastek, który zadziałał niczym delikatny strumień gazu wyrzucanego z dyszy rakiety.
Tylko dlaczego podobnie nie zachowują się „normalne” komety? Wyjaśnienie Bergner i Seligmana jest proste: mechanizm, który opisują, zachodzi tylko na powierzchni. Oznacza to, że im większy obiekt, tym ma on mniejsze znaczenie. Średnica Oumuamua wynosi ok. 100 m, więc jest on znacznie mniejszy niż znane nam komety, których wielkość mierzymy w kilometrach. Dlatego w przypadku „posłańca z daleka” efekt powierzchniowy okazuje się bardziej zauważalny.