W Niemczech maleją szanse na powołanie Bałtyckiego Parku Narodowego. Jego orędownikiem jest przedstawiciel partii Zielonych Tobias Goldschmidt, minister ds. transformacji energetycznej, ochrony klimatu, środowiska i przyrody w Szlezwiku-Holsztynie. Na początku grudnia rząd landu przekazał do Bundestagu petycję podpisaną przez ponad 90 tys. osób, które popierają ideę parku. Jego powstaniu sprzeciwiła się FDP, partia liberałów, która współtworzy koalicje rządowe i na poziomie kraju związkowego, i całych Niemiec.
W zamyśle park narodowy miałby chronić wody i wybrzeża zatok między Flensburgiem i Lubeką. Bałtyk musi radzić sobie lepiej, twierdzi Goldschmidt. Pomógłby mu park, który na dodatek powinien być spory, stąd projekt obejmujący 140 tys. ha. Byłby to obiekt dwukrotnie większy od Biebrzańskiego Parku Narodowego, czyli pierwszego pod względem powierzchni parku w Polsce, ale wcale nie największy w Niemczech. Jeszcze sporo mu brakuje do parków narodowych na Morzu Wattowym, chroniących w sumie 800 tys. ha wybrzeża, morza i wysp.
Niemcy boją się zakazów
Los parku bałtyckiego warto obserwować, bo w Polsce właśnie zaczyna się potencjalnie żywiołowa dyskusja o konieczności powołania szeregu nowych parków i rozszerzenia tych istniejących. Rzecz nie dotyczy jedynie najgłośniejszych historii, na czele z parkiem na obszarze całej Puszczy Białowieskiej. Mowa o ponad dwudziestce nowych parków, także na Mazurach, w Borach Dolnośląskich, Puszczy Knyszyńskiej, Boreckiej czy Romnickiej oraz parkach rzecznych na Wiśle i Odrze.