Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dlaczego dymisja dyrektora biebrzańskiego parku wywołuje tyle emocji?

Minister środowiska odwołał dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego Andrzeja Grygoruka. Minister środowiska odwołał dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego Andrzeja Grygoruka. Anatol Chomicz / Forum
Wymiana dyrektora niewiele zmieni, ponieważ szereg problemów obecnych nad Biebrzą dotyka także inne parki narodowe.

Minister środowiska odwołał dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego. Andrzej Grygoruk nie od razu poznał uzasadnienie decyzji, doprecyzował je później szef gabinetu politycznego ministra. Przemawiać za nią mają wyniki kontroli zabezpieczeń przeciwpożarowych przeprowadzonej w parku po wielkim pożarze sprzed kilku tygodni. Zazwyczaj dymisje dyrektorów parków narodowych nie budzą szczególnego zainteresowania, tym razem chodzi jednak o katastrofę nośną medialnie.

Dla przeciwników PiS to nic innego jak poszukiwanie kozła ofiarnego, próba odepchnięcia uwagi i odpowiedzialności od ekipy rządowej oraz jasny dowód, że dotychczasowy dyrektor jako bezpartyjny fachowiec po prostu znał się na swojej pracy. Przypominają, że Andrzej Grygoruk, choć wygrał konkurs na stanowisko już za obecnej władzy, był m.in. przeciwny pisowskim pomysłom zniesienia moratorium na odstrzał łosi i dosłownie zrobił wielkie oczy, gdy wizytujący park Mateusz Morawiecki wyraził nadzieję, że z pomocą personelu parku uda się coś zrobić z wilkami, których zdaniem premiera zbytnio się nazbierało.

Czytaj też: Jak premier nad Biebrzą straszył wilkami

Parki narodowe do reformy

Bez żalu Andrzeja Grygoruka żegnają z kolei wieloletni krytycy porządków w największym polskim parku narodowym. Najpoważniejszym zarzewiem konfliktu są pieniądze z tzw. programów rolnośrodowiskowych. Park co roku w przetargach dzieli miliony złotych za wykaszanie tysięcy hektarów nadbiebrzańskich łąk i turzycowisk, koszeniem zachowuje się otwarty charakter siedlisk ważnych dla wielu zagrożonych gatunków. System rozdziału dopłat jest tak skonstruowany, że premiuje duże podmioty, mówi się o nich „rolnicy z Mariotta”, dysponujące dużym kapitałem. Szans nie mają miejscowi rolnicy, którzy sami chętnie braliby dopłaty i zbierali siano potrzebne w ich gospodarstwach. Stąd już jest blisko do wypowiadanych otwarcie i pod nazwiskiem zarzutów o mafijny układ w parku i wniosków składanych do organów ścigania, które dotąd nie natrafiły na ślad nieprawidłowości.

Wymiana dyrektora niewiele zmieni, bo szereg problemów obecnych nad Biebrzą dotyka także inne parki narodowe. Mamy ich bardzo mało, to ledwie 1 proc. powierzchni kraju (średnia unijna wynosi 3,4 proc.), chronią najcenniejsze fragmenty przyrody, powinny być jej sanktuariami i oazami spokoju, bywają za to źródłem negatywnych emocji. Dzieje się tak dlatego, że każdemu kolejnemu rządowi brakuje odwagi i energii, może też rządzący nie czują takiej potrzeby, by system parków zreformować. Kierunek zmian jest jasny, wytyczają go obecne problemy.

Czytaj też: Czy jesteśmy skazani na susze i pustynnienie?

Ubodzy krewni Lasów Państwowych

Parki są niedofinansowane, w porównaniu z Lasami Państwowymi wyglądają jak ubogi krewny. Bardzo łatwo mogą stać się areną otwartych konfliktów. Paliwa dostarczają potrzeby ekonomiczne lokalnych mieszkańców, postulaty obrońców przyrody czy rywalizacja środowisk naukowych. Co ze zderzenia tych racji może powstać, widzieliśmy niedawno w Białowieży. I naprawdę nie ma się co dziwić, że samorządy – których zgoda potrzebna jest do rozszerzenia parków lub powołania nowych – nie chcą o takich operacjach słyszeć. Mimo dostarczanych m.in. przez ekonomistów racjonalnych podpowiedzi, że społeczności zamieszkujące parki lub ich okolice na tym sąsiedztwie zyskują.

Innym źródłem konfliktu, czasem wręcz otwartej ideologicznej wojny, podszytej naukowymi argumentami, jest zakres ingerencji w przyrodę parków, bo w wielu z nich tnie się i sadzi drzewa, poluje albo wędkuje, wszystko to często według kryteriów oprotestowanych przez przyrodników. Wreszcie stanowiska w parkach traktowane są jak partyjny łup, stąd zarzuty o nagminne ustawianie konkursów i rozpędzona karuzela stanowisk, zwłaszcza w dyrektorskich fotelach.

Na dodatek misja dyrektorów przypomina pracę sapera, niebezpieczną miną może okazać się każda krytyka rządu, np. posunięć ministra środowiska. Wyeliminowanie którejś z tych dysfunkcji wymaga jednak sporych pokładów dobrej woli, myślenia jednocześnie o dobru przyrody, interesie jej najbliższych ludzkich sąsiadów oraz zmian głębszych niż jedna decyzja kadrowa.

Czytaj też: Co może nas uchronić przed ociepleniem? Drzewa

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną