Człowiek to istota, którą łatwo przyzwyczaić do komfortu. To, co dobre, staje się naturalne. Tak też wygląda nasze podejście do korzystania z antybiotyków, które można wpisać na listę największych dobrodziejstw ludzkości, choć ich obecność w medycynie jest historią zaledwie ostatnich stu lat. Aleksander Fleming odkrył penicylinę w 1928 r., a jeszcze w połowie XX w. na zapalenie płuc umierały niemal wszystkie dzieci, którym nie podano tego leku. Sepsa, dury brzuszne, infekcje dróg moczowych, gruźlica, kiła – to tylko przykłady zakażeń, na które kiedyś nie było ratunku i tysiące ludzi musiało umrzeć z przyczyn, jakie dziś wydają się łatwe do pokonania.
Ta pewność się jednak kończy. Już teraz obniżona skuteczność powszechnie stosowanych antybiotyków odpowiada rocznie za co najmniej 35 tys. zgonów w Unii Europejskiej, a w skali całego świata ich liczba przekroczyła 1,2 mln. Niestety poziom opieki medycznej w Afryce czy krajach dalekiej Azji jest Europejczykom obojętny, ale wyjazdy turystyczne w te regiony sprzyjają przenoszeniu na nasz kontynent zarazków opornych na antybiotyki, które następnie kolonizują placówki medyczne i nasze domy.
Dlatego Komisja Europejska realizuje strategię mającą powstrzymać dalsze narastanie antybiotykoodporności, bo chociaż w ostatnich latach udało się ograniczyć sprzedaż i stosowanie środków przeciwbakteryjnych w sektorze weterynaryjnym, to w wymiarze zdrowia ludzkiego jest sporo do zrobienia. Co ciekawe, oporność na antybiotyki uznano za jedno z trzech głównych zagrożeń dla mieszkańców Europy, na równi z ryzykiem wybuchu kolejnych pandemii oraz potencjalnych ataków terrorystycznych z użyciem niebezpiecznych substancji.