Nauka

Antybiotyki tracą moc: jak to zatrzymać? Zbliżamy się do katastrofy

Obniżona skuteczność powszechnie stosowanych antybiotyków odpowiada rocznie za co najmniej 35 tys. zgonów w Unii Europejskiej. Obniżona skuteczność powszechnie stosowanych antybiotyków odpowiada rocznie za co najmniej 35 tys. zgonów w Unii Europejskiej. Roberto Sorin / Unsplash
Już za dziesięć lat bezpieczniej będzie leczyć się w domu niż w szpitalach. Powodem są bakterie oporne na antybiotyki. Nieskuteczność tych leków sprawi, że medycyna ponownie stanie się bezradna wobec zakażeń. A my możemy temu zapobiec!

Człowiek to istota, którą łatwo przyzwyczaić do komfortu. To, co dobre, staje się naturalne. Tak też wygląda nasze podejście do korzystania z antybiotyków, które można wpisać na listę największych dobrodziejstw ludzkości, choć ich obecność w medycynie jest historią zaledwie ostatnich stu lat. Aleksander Fleming odkrył penicylinę w 1928 r., a jeszcze w połowie XX w. na zapalenie płuc umierały niemal wszystkie dzieci, którym nie podano tego leku. Sepsa, dury brzuszne, infekcje dróg moczowych, gruźlica, kiła – to tylko przykłady zakażeń, na które kiedyś nie było ratunku i tysiące ludzi musiało umrzeć z przyczyn, jakie dziś wydają się łatwe do pokonania.

Ta pewność się jednak kończy. Już teraz obniżona skuteczność powszechnie stosowanych antybiotyków odpowiada rocznie za co najmniej 35 tys. zgonów w Unii Europejskiej, a w skali całego świata ich liczba przekroczyła 1,2 mln. Niestety poziom opieki medycznej w Afryce czy krajach dalekiej Azji jest Europejczykom obojętny, ale wyjazdy turystyczne w te regiony sprzyjają przenoszeniu na nasz kontynent zarazków opornych na antybiotyki, które następnie kolonizują placówki medyczne i nasze domy.

Dlatego Komisja Europejska realizuje strategię mającą powstrzymać dalsze narastanie antybiotykoodporności, bo chociaż w ostatnich latach udało się ograniczyć sprzedaż i stosowanie środków przeciwbakteryjnych w sektorze weterynaryjnym, to w wymiarze zdrowia ludzkiego jest sporo do zrobienia. Co ciekawe, oporność na antybiotyki uznano za jedno z trzech głównych zagrożeń dla mieszkańców Europy, na równi z ryzykiem wybuchu kolejnych pandemii oraz potencjalnych ataków terrorystycznych z użyciem niebezpiecznych substancji.

Czytaj też: Alarmujący raport NIK. Polska to antybiotykowe Eldorado

Ukryte zakażenia – 140 proc. wzrostu

Czy jest się czego bać? W Polsce liczbę lekoopornych zakażeń szacuje się na 300–500 tys. rocznie, na szczęście nie przekłada się to na liczbę ofiar. Ale ich leczenie pochłania znacznie więcej pieniędzy, bo kuracja jest dłuższa i wymaga zastosowania dużo bardziej wyrafinowanych specyfików (co też gorzej odbija się na chorych). Niestety nasz kraj należy do europejskiej czołówki pod względem nadużywania antybiotyków, o czym świadczą dane, które w tym tygodniu zaprezentowano dziennikarzom podczas spotkania ze Stellą Kyriakides, komisarz UE ds. zdrowia. I nie chodzi tylko o stosowanie tej grupy leków w ochronie zdrowia, ale również w weterynarii – np. w kategorii gatunków zwierząt służących do produkcji żywności jesteśmy na drugim miejscu (wyprzedza nas tylko Cypr). Pod względem całkowitego zużycia antybiotyków poprawiliśmy sytuację w latach 2019–22 jedynie o 0,3 proc., a są kraje, takie jak Finlandia, Niemcy czy Austria, gdzie ten spadek jest dwucyfrowy (mimo przypadającej na ten okres pandemii, w której dochodziło do licznych zapaleń płuc i oskrzeli).

Polska jest również krajem, w którym wedle europejskich danych lekooporność szybko staje się problemem klinicznym, a więc hospitalizowani pacjenci nabywają zakażeń, których nie ma czym leczyć. Przykład: między 2019 a 2022 r. odnotowano wzrost liczby zakażonych lekoopornymi szczepami Klebsiella pneumoniae o 140 proc. i był to w Unii piąty najwyższy przyrost (na Cyprze 278 proc., w Rumunii 269 proc., w Słowacji 257 proc., w Czechach 156 proc.). Mamy do kogo równać: w Austrii, Belgii, Finlandii, Francji, Irlandii, Włoszech, Litwie i na Malcie sytuacja się poprawiła i odsetki takich trudnych lub wręcz niemożliwych do leczenia zakażeń w podanym okresie zmalały od kilku do kilkudziesięciu procent.

Czytaj też: Antybiotyki już nie działają?

Kiedyś działały, dziś pacjenci umierają

Zmutowane Klebsiella pneumoniae, Escherichia coli, gronkowce złociste lub zabójcze salmonelle trafiają na czołówki mediów w wyjątkowych sytuacjach, gdy pojedynczy pacjenci umierają, choć jeszcze 20–30 lat temu znalazłyby się dla nich skuteczne antybiotyki. Jesteśmy coraz bliżej niebezpiecznej granicy, za którą takich ofiar będzie dużo więcej, choć w świadomości opinii publicznej problemu właściwie nie ma (albo przeciwnie – według pacjenta jest on wtedy, gdy lekarz na jego żądanie i zgodnie ze swoją wiedzą antybiotyku zlecić mu nie chce).

W wyniku pandemii odczuliśmy, jak niebezpieczne mogą być wirusy; nawet chyba już zrozumiano, że zbyt duża ingerencja człowieka w naturę grozi migracją zarazków z ich naturalnych mateczników i zajmują nisze, w których łatwiej im zaatakować ludzi. Ale – jak słusznie zauważyła komisarz Kyriakides – opinia publiczna nie rozumie pojęcia AMR (z ang. Antimicrobial Resistance), czyli antybiotykooporności (lub lekooporności bakterii), więc trudno z takim przekazem i nazewnictwem trafić do ludzi.

Z tym przekazem rzeczywiście jest problem, bo jak komunikować zjawisko narastającej nieprzydatności antybiotyków, skoro dla większości pacjentów są one nie tylko przysłowiową ostatnią deską ratunku, ale wspomnieniem raczej dobrym, po którym udało się odzyskać zdrowie? Przypadki zakończone śmiercią z powodu zakażeń, na które nie pomógł żaden antybiotyk, nie są jeszcze nagłaśniane, więc nie ma wystarczającej liczby przykładów świadczących o tym, jak niebezpiecznie blisko zbliżyliśmy się do katastrofy.

Czytaj też: Bakteria New Dehli. Groźna? Nie ona jedna

Ochrona antybiotyków: pięć zaleceń

Kraje UE nie robią jeszcze wystarczająco dużo, by temu zapobiec (Stella Kyriakides zapowiedziała jednak, że jeśli uda się stworzyć panel naukowy, który opracuje wytyczne i uzgodni kierunki naprawy sytuacji na poziomie globalnym i krajowym, to zostaną przez Komisję Europejską wsparte finansowo). Ale jest kilka porad, które można skierować bezpośrednio do opinii publicznej, by nawet nie rozumiejąc międzynarodowego skrótu AMR, ludzie zaczęli na co dzień postępować tak, aby ograniczyć konsumpcję antybiotyków i przyczyniali się do ich ochrony.

Po pierwsze – tak jak podczas pandemii, nadal warto myć często ręce. Chodzi o zredukowanie ryzyka przenoszenia lekoopornych szczepów bakterii. Ważne zalecenie jest jednak takie, by nie używać do mycia tzw. mydeł antybakteryjnych, gdyż ich nadużywanie – jak zauważa Dominique Monnet z European Centre of Disease Prevention and Control – może przyczynić się do jeszcze większej antybiotykoodporności. Stymulują bowiem mutacje, dzięki którym bakterie uodparniają się nie tylko na te środki, ale i na leki. Nasza łazienka lub kuchnia to nie są sale operacyjne, a czystymi rękami nie będziemy wykonywać operacji – nie muszą być więc wyjałowione jak u chirurgów. Tego rodzaju produkty, jak np. żele do rąk, przydają się jedynie na czas podróży i w miejscach, gdzie trudno dbać o higienę.

Po drugie – warto respektować zalecenia lekarzy i nie domagać się antybiotyków przy infekcjach wirusowych. Ten grzech obciąża zwłaszcza rodziców, którzy wręcz żądają od pediatrów recepty na antybiotyki dla swoich pociech, uważając, że kuracja nimi przerwie mordęgę dziecka, gdy ma katar lub gorączkę. Ale większość tych zakażeń nie jest wywołana przez bakterie, a częste podawanie antybiotyków – podkreślmy: gdy to nie jest potrzebne! – nakręci spiralę lekooporności i gdy w przyszłości jakaś choroba będzie rzeczywiście wymagała ich zastosowania, te niezbędne leki mogą okazać się bezużyteczne.

Po trzecie – nie przyjmujmy antybiotyków na własną rękę, bez zalecenia lekarzy. Nie leczmy infekcji w ciemno tym, co mamy w domowej apteczce albo co podsunie sąsiadka czy troskliwa ciocia z własnych zapasów. Takie bezrefleksyjne podejście do antybiotykoterapii niepotrzebnie nakręca spiralę nadużyć, i to zalecenie należy zaadresować również do opiekunów zwierząt, którzy podają te leki swoim pupilom, jakby były zwykłą przegryzką.

Po czwarte – każde zakażenie powinno zostać przez lekarza ocenione pod kątem zarazka, który je wywołał. W dzisiejszych czasach dużo łatwiej i szybciej można wykonać test sprawdzający tło infekcji – czy zaatakowała nas bakteria, czy wirus? Zanim rozpoczniemy antybiotykoterapię, warto taką szczegółową diagnostykę przeprowadzić, aby nie rozpoczynać leczenia w ciemno. Niestety w polskich warunkach badanie mikrobiologiczne w lecznictwie ambulatoryjnym przeprowadza się dłużej niż w szpitalu i pacjent musi dwukrotnie odwiedzić lekarza, a okres oczekiwania na wynik przeciąga się nieraz ponad tydzień. Stąd apel do pracowników ochrony zdrowia, aby starali się ten czas skracać, w przeciwnym razie stają się współwinni katastrofy antybiotykooporności. Aż 70 proc. zakażeń wywołanych antybiotykoopornością ma związek z opieką zdrowotną!

I wreszcie po piąteszczepienia! Wiele z nich chroni przed zakażeniami bakteryjnymi, więc taka profilaktyka może im zapobiec, dzięki czemu powód, dla którego trzeba by sięgnąć po antybiotyki, zostanie zlikwidowany. Racjonalizacja antybiotykoterapii polega również na tym, by zastępować ją tam, gdzie jest to możliwe lub wskazane innymi kuracjami.

Czytaj też: Zastrzyk na nowotwór i udar? Prace trwają. Medycyna wkracza w nową erę

Antybiotykooporność: cztery konsekwencje

Dla zobrazowania, do czego może wkrótce doprowadzić nadużywanie antybiotyków i zlekceważenie powyższych pięciu punktów (oczywiście spiralę konsumpcji nakręca znacznie więcej czynników: nadmierne stosowanie antybiotyków w przemyśle spożywczym, rolnictwie, środowisku; były czasy, że leki te dodawano nawet do farb ściennych), wymieńmy również tylko kilka praktycznych konsekwencji:

1. Chirurgia transplantacyjna stanie się niemożliwa, ponieważ biorcy narządów mają tak słabe układy odporności na skutek immunosupresji, że bez antybiotyków nie będą w stanie zwalczyć niebezpiecznych dla życia infekcji.

2. Większość operacji chirurgicznych ulegnie wstrzymaniu, bo trzeba je wykonywać na ogół w osłonie antybiotyków, aby zapobiec zakażeniom rany.

3. Zapalenia płuc i zakażenia dróg moczowych, które są powszechne, staną się nieuleczalne tak jak na początku XX w.

4. Trudno będzie opanować rzeżączkę i kiłę, które nie są w dzisiejszych czasach sporadycznymi chorobami, a zakażonych nimi mężczyzn i kobiety dość łatwo i dyskretnie można leczyć właśnie antybiotykami.

Tak jak szafowanie węglem i ropą stało się groźne dla klimatu i Ziemi, tak bezmyślne i rozrzutne sięganie po leki wymyślone przeciwko bakteriom stało się niebezpieczne dla zdrowia. Jest w tym pewien paradoks, ale też najwymowniejszy dowód słuszności teorii Darwina: wojna na wyniszczenie z zarazkami, w której człowiek wcale nie musi okazać się zwycięzcą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Życie seksualne polskich księży. Michałowe z plebanii odchodzą, wchodzą tinderowe

Młodzi księża są bardziej aspołeczni, stałe związki to dla nich wyjście ze strefy komfortu. Szukają relacji na portalach społecznościowych. Przelotnych, bez zobowiązań – mówi Artur Nowak, autor reportaży „Plebania” i „Zakrystia”.

Joanna Podgórska
16.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną