Beton czy gąbka?
Beton czy gąbka: jak ratować Polskę przed powodziami i suszą. Czyżby ludzkość złożyła broń?
W przypadku Odry egzamin zdał suchy zbiornik Racibórz Dolny, napełniany w okresie wysokiej wody. Powstawał prawie dwie dekady m.in. za cenę wysiedleń. W nieodległej, podatnej na zalewanie Kotlinie Kłodzkiej falę powodziową miały spłaszczać podobne zbiorniki. Stworzono kilka, miało być znacznie więcej, współfinansowanie oferował Bank Światowy, ale ich projekty przygotowano bez konsultacji społecznych. Obiekty na tyle mocno wgryzały się w przestrzeń, że zostały solidarnie oprotestowane przez mieszkańców, polityków zwalczających się opcji i organizacje społeczne.
W 2019 r. kampania oporu pod Kłodzkiem była na tyle intensywna, że później już nikt nie znalazł odwagi, by z problemem zmierzyć się ponownie i zgłosić nową, bardziej wyważoną propozycję. Teraz sukces raciborskiego polderu w ratowaniu m.in. Wrocławia podpowiada, że może jednak warto wrócić do budowy jego mniejszych i większych kopii (albo dodatkowych spiętrzeń), także w innych regionach, na innych rzekach. Pozwoli to rozruszać – mówią zwolennicy takiej koncepcji – niemrawą w Polsce żeglugę śródlądową i zgromadzić wodę na czasy bez deszczu. Jest to jednak pogląd w defensywie. Nie tędy droga, przynajmniej nie cała – odpowiadają zaniepokojeni betonozą, czyli próbą zabezpieczania się przed powodzią i suszą tworzeniem zbiorników, zapór, wałów, jazów i innych urządzeń hydrotechnicznych, które wyłapią spływającą wodę. Lepiej ją chwytać mniej inwazyjnymi metodami, zwłaszcza naturalnymi. Niech deszcz wsiąka tam, gdzie spada, a rzeki mają więcej miejsca do rozlania. Np. Klub Przyrodników zwraca uwagę, że najważniejszym elementem retencji w Polsce są torfowiska, ich szacowana pojemność jest ponad pięciokrotnie większa niż pojemność wszystkich zbiorników retencyjnych.
Te przeciwstawne podejścia mają swoje partyjne i publicystyczne reprezentacje.