Wielkie nieba!
Wielkie nieba! Sto lat temu poznaliśmy naturę wszechświata. Co zmieniło odkrycie Hubble’a?
Historia astronomii to w zasadzie przypominanie, że nie jesteśmy pępkiem świata. Mikołaj Kopernik przekonał nas, że Ziemia nie jest centrum Układu Słonecznego. Edwin Hubble, astronom amerykański, udowodnił, że nasza Galaktyka nie jest jedyna we wszechświecie, a my sami nie znajdujemy się w żadnym jego wyróżnionym punkcie. Dziś wiemy, że Słońce to jedna z miliardów gwiazd w Drodze Mlecznej, która jest z kolei jedną z bilionów galaktyk. Te fakty uznajemy za oczywiste. Spróbujmy jednak uzmysłowić sobie, co wiedzieliśmy o kosmosie zaledwie sto lat temu.
W 1920 r. w Waszyngtonie odbyła się debata między Harlowem Shapleyem i Heberem Curtisem. Temat? Natura spiralnych mgławic na niebie. Pierwszy astronom uważał, że to obłoki, w których powstają nowe gwiazdy znajdujące się na obrzeżach naszej Galaktyki. Ona sama ma zaś ok. 300 tys. lat świetlnych średnicy. Drugi badacz sądził natomiast, że to bardzo odległe „wyspowe wszechświaty” pełne gwiazd i podobne do Drogi Mlecznej, która sama jest dziesięciokrotnie mniejsza od tego, co postulował Shapley. Stawką sporu było więc coś dużo bardziej fundamentalnego niż identyfikacja nowej grupy kosmicznych obiektów – chodziło o naturę wszechświata. Czy jest złożony z jednej jedynej, czy też z wielu odległych od siebie galaktyk, niewyobrażalnie przepastny?
Obaj astronomowie przedstawili swoje argumenty, żaden jednak nie mógł zostać ogłoszony jednoznacznie zwycięzcą – w tamtym czasie wciąż brakowało dowodów. To miało się jednak wkrótce zmienić. Na drugim końcu amerykańskiego kontynentu, na Mount Wilson w południowej Kalifornii, zaledwie rok wcześniej zainstalowano największy teleskop, jaki znała ludzkość – stucalowy (2,5 m) teleskop Hookera. Pracę przy nim podjął Edwin Hubble, a jego celem było właśnie zbadanie mgławic spiralnych.