Drapieżna papiernia
Drapieżna papiernia. Uczelnie stąpają po polu minowym. Na łapu-capu się tego nie naprawi
Minister Marcin Kulasek dopiero co objął stery w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a już czeka go nie lada zadanie: co zrobić z ewaluacją jednostek naukowych. Wykonuje się ją, zgodnie z ustawą, co cztery lata, a wyniki z założenia przekładają się na wysokość finansowania. Nie jest to zatem czcze ćwiczenie. Sporo wysiłków uczelni o pozyskiwanie środków wkładanych jest właśnie w uzyskanie dobrego wyniku w tej ocenie.
Problem polega na tym, że minister Przemysław Czarnek skutecznie zdemolował system ewaluacji: arbitralnie zmodyfikował listę czasopism punktowanych, stanowiącą podstawę oceny, i ręcznie wskazał te, które powinny być uznawane za najbardziej wartościowe. Skala dysonansu w niektórych przypadkach wręcz porażała. Dość powiedzieć, że pewne czasopismo publikujące niechlujne copy-pasty z internetu, ale na temat katolickiego wychowania, zostało ustawione na równi z „Nature” i „Science”. Minister Dariusz Wieczorek co prawda wycofał część najbardziej absurdalnych zmian, ale nie poczynił żadnych kroków, aby sytuację realnie uzdrowić, a do końca okresu ewaluacji pozostał niecały rok.
Koszt utajony
W systemie nauki narosło w Polsce sporo innych patologii. Ostatnio najgłośniej było o tzw. papierniach, czyli dopisywaniu za łapówki współautorów do tekstów, z którymi nie mieli żadnego związku – często także na podstawie sfałszowanych lub splagiatowanych wyników badań. Problem jest jednak głębszy: zgodnie z prawem Goodharta, które mówi, że każdy wskaźnik, który zaczyna być wykorzystywany do celów regulacyjnych, przestaje być dobrym wskaźnikiem, wiele jednostek skupiło się na śrubowaniu wyniku w grze o punkty bez oglądania się na sens, etykę czy interes publiczny. Jak zauważa prof. Grzegorz Mazurek, rektor Akademii Leona Koźmińskiego: – Waluta pomiaru jakości, jaką są punkty ministerialne, stała się w wyniku wielu modyfikacji niczym innym jak rublem transferowym.