Nauka

Bawią się gdzie indziej

Ekrany zmieniły pokolenie Z w armię neurotycznych zombie? Jest druga strona medalu

Haidt mówi jasno: od 2010 r., kiedy smartfony zrewolucjonizowały nasze życie, zdrowie psychiczne nastolatków zaczęło się gwałtownie psuć. Haidt mówi jasno: od 2010 r., kiedy smartfony zrewolucjonizowały nasze życie, zdrowie psychiczne nastolatków zaczęło się gwałtownie psuć. Getty Images
W książce „Niespokojne pokolenie” psycholog społeczny Jonathan Haidt stawia tezę, że m.in. media społecznościowe i smartfony niszczą dzieciństwo. Ale czy technologia ma tylko mroczną stronę?
materiały prasowe

W ostatnich tygodniach nie brakuje powodów do rozmów o tym, jak świat cyfrowy wpływa na dorastającą młodzież. Serial „Dojrzewanie” na Netflixie otworzył dyskusję, raport „Internet dzieci” Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa w Polsce dodał do tego twarde dane. Pojawiła się też popularnonaukowa książka Jonathana Haidta „Niespokojne pokolenie”, która stawia pytania: czy rzeczywiście znaleźliśmy się w obliczu pokoleniowego kryzysu i jaką rolę odgrywa w nim cyfrowa rzeczywistość?

Świat pełen lajków

Autor jest psychologiem społecznym i z zacięciem kaznodziei na ponad 400 stronach opowiada, jak smartfony, tablety oraz media społecznościowe i popularne komunikatory zmieniły urodzone po 1995 r. pokolenie Z w armię neurotycznych zombie. Ponieważ we wcześniejszych, także wydanych w Polsce, książkach („Prawy umysł” i „Rozpieszczony umysł”) dał się poznać jako autor nieznoszący kompromisów, stawiający ostre tezy i zbyt daleko idące wnioski, sprawdźmy, czy najnowsza jest czymś więcej niż tylko dobrze opakowanym truizmem.

Haidt mówi jasno: od 2010 r., kiedy smartfony zrewolucjonizowały nasze życie, zdrowie psychiczne nastolatków zaczęło się gwałtownie psuć. Depresja, stany lękowe, samobójstwa nasiliły się, gdy „alternatywny wszechświat”, jak go nazywa autor, pełen lajków, filtrów i wrogich anonimowych komentarzy, stał się nieodłącznym elementem dzieciństwa. Do tego dorzuca jeszcze rodziców przesadnie chroniących swoje pociechy, niepozwalających na podwórkowe harce, organizujących zajęcia w sterylnych warunkach, gdzie nie sposób nabić sobie guza, i śledzących każdy ruch na lokalizatorach. „A wychowywanie dzieci to jak pielęgnacja sadzonek drzew – wyjaśnia autor. – Te, które na wczesnym etapie życia doświadczają silnych wiatrów, potrafią przeciwstawić się wichurom, kiedy dojrzeją”.

Polityka 21.2025 (3515) z dnia 20.05.2025; Nauka ProjektPulsar.pl; s. 64
Oryginalny tytuł tekstu: "Bawią się gdzie indziej"
Reklama