Obywatele upominają się o trzy bieszczadzkie niedźwiedzie brunatne, które podchodzą pod budynki w gminie Cisna. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska dała zgodę na odstrzał. Przychyliła się do argumentów, że niedźwiedzie blisko ludzi to zaproszenie do bezpośredniego, konfliktowego spotkania, w którym nieuzbrojony człowiek stoi na przegranej pozycji.
Czytaj także: Wara od gawry! Ile niedźwiedzi jest w Bieszczadach? I jak żyć z nimi w zgodzie
Decyzja GDOŚ oburza
Działaczki i działacze z grupy Dzikie Karpaty – zasłużonej w wieloletniej walce o staranną ochronę lasów Podkarpacia, sięgającej po środki aktywnego oporu – zaprotestowali w urzędzie gminy. Były kamery telewizyjne i interwencja policji. Sekretarz gminy nie przesądza, czy niedźwiedzie będą zastrzelone. Może uda się znaleźć inne, mniej ostateczne rozwiązanie. W każdym razie podniosła się ogólnopolska wrzawa, a trzy bieszczadzkie misie – obok reperkusji nocnego spotkania marszałka Sejmu z przywódcą opozycji, samowoli nacjonalistów na granicach i może jeszcze Wimbledonu – stały się medialnymi bohaterami drugiego tygodnia wakacji.
Decyzja GDOŚ oburza także naukowców badających duże ssacze drapieżniki. Niedźwiedzi mamy w Polsce bardzo mało, gdzieś około setki, to odprysk dużo większej karpackiej populacji. Bo występują przede wszystkim w górach. Na nizinach pojawiają się wyjątkowo. Zdarza się jednak, że na północny wschód kraju przychodzą zwierzęta z Litwy i Białorusi. W ostatnich tygodniach – po stu kilkudziesięciu latach przerwy – niedźwiedź pojawił się w Puszczy Knyszyńskiej, w lesie leżącym między Białymstokiem a Grodnem.