Melissa, potwór piątej kategorii. Cyklon pustoszy Karaiby, dotarł do Kuby
Mieszkańcy Jamajki we wtorkowy poranek mogli oczekiwać tylko najgorszego. Od kilku dni było wiadomo, że tego dnia rano w wyspę uderzy huragan Melissa.
Był huraganem najwyższej, piątej kategorii, co oznacza, że prędkość wiatru przekraczała w nim 250 km/godz. To oznaczało katastrofalne zniszczenia.
Kategorii szóstej nigdy nie wprowadzono z prostej przyczyny: nie ma to już sensu – tłumaczył w 1999 r. na łamach „The Mariners Weather Log”, periodyku amerykańskiej National Weather Service, współtwórca skali intensywności huraganów Robert Simpson.
Wiatr o prędkości powyżej 250 km/godz. jest już dostatecznie silny, by zrównać z ziemią w zasadzie wszystko poza solidnymi murowanymi lub betonowymi konstrukcjami. Jeśli wiatr o takiej sile dostanie się do wnętrza budynku, nawet w solidnej konstrukcji jest w stanie porozrywać klatki schodowe i szyby wind – mówił Simpson.
Czytaj także: Milton, morski potwór z jednym okiem. Skąd się biorą takie huragany?
Zapowiedziana katastrofa
Huragany przynoszą także nawalne opady deszczu. Na Hispanioli, którą huragan Melissa jedynie musnął, zginęły w sumie 22 osoby.
Na Jamajce spodziewano się około 750 mm opadu, co oznacza taką samą liczbę litrów wody na każdy metr kwadratowy terenu. Wiadomo było też, że woda spływająca z gór położonych w centrum wyspy nasili powodzie, a wezbranie wód spychanych przez wiatr w stronę lądu zagrozi wybrzeżom.