Amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) – instytucja, która przez dziesięciolecia stanowiła bastion rzetelnej nauki w służbie zdrowia publicznego – przeżywa chwilę dezorientacji. Otóż na jej stronie internetowej, w sekcji poświęconej związkowi szczepionek z autyzmem, zaszła brzemienna w skutki korekta – dopisano tam, że „twierdzenie, iż szczepionki nie powodują autyzmu, nie jest oparte na dowodach, ponieważ badania tego nie wykluczyły”. I jeszcze: „Badania potwierdzające taki związek zostały zignorowane przez władze zdrowotne”.
Na skinienie palcem sekretarza zdrowia Roberta F. Kennedy’ego Jr. – człowieka, który nie jest lekarzem, ale uważa się za kapitana statku dryfującego po morzu teorii spiskowych – strona CDC przeszła lifting i wycofała się z kategorycznej opinii, że szczepionki nie powodują autyzmu. Bo rzekomo nie było to „oparte na dowodach”. Kennedy utrzymuje w amerykańskich mediach, że on nie twierdzi, iż szczepionki autyzm powodują – po prostu jego zdaniem brakuje wyraźnych dowodów, że tak nie jest.
Wedle ekspertów to bałamutna nadzieja oczekiwać na badania, które miałyby panu Kennedy’emu dostarczyć nowych, przekonujących racji, że on sam jest w błędzie – bo w istocie prosi o poziom dowodu, który jest trudny do osiągnięcia. Jak z ironią zauważył dr Arthur Caplan, który kieruje wydziałem etyki medycznej na Uniwersytecie Nowojorskim: „Czy dałoby się udowodnić, że coca-cola nie powoduje autyzmu?