Maklerzy są już pewni, że debiut PZU na giełdzie stanie się tegorocznym prywatyzacyjnym hitem. Do publicznego obrotu trafić może od 25 do 30 proc.akcji spółki, a inwestorzy zapłacą za nie od 6,7 do 8,7 mld zł. Porównywalnym zainteresowaniem cieszyła się przed kilkoma laty oferta akcji PKO BP (państwo zarobiło na niej 7,89 mld zł) oraz ubiegłoroczna sprzedaż udziałów PGE (5,97 mld zł). Tym razem głównym sprzedającym będzie Eureko (pozbędzie się 20 proc. akcji PZU). Skarb Państwa sprzeda 4,9–9,9 proc. Publiczna emisja jest bowiem najlepszym, bo satysfakcjonującym obie strony, sposobem wyjścia holenderskiego inwestora z polskiej spółki. – To był jeden z warunków porozumienia, które definitywnie kończy dziesięcioletni spór o kontrolę nad PZU – przypomina Aleksander Grad, minister skarbu.
Wojna wybuchła tuż po rozpoczęciu procesu prywatyzacji PZU. W 1999 r. ówczesny minister skarbu sprzedał konsorcjum Eureko – BIG Bank Gdański 30 proc. akcji PZU za 3 mld zł. Wkrótce potem strona polska zobowiązała się do odsprzedaży inwestorowi kolejnego 21-procentowego pakietu walorów ubezpieczyciela podczas jego debiutu giełdowego. Wejście na giełdę faktycznie oznaczałoby więc utratę kontroli nad spółką. Przez kolejne lata próbowano tę umowę unieważnić.
Ówczesny doradca prywatyzacyjny, bank ABN AMRO, uważał, że całe PZU nie jest warte więcej niż 3 mld zł. Trzeba też przyznać, że wtedy nikt więcej za ubezpieczyciela nie dawał, choć chęć zakupu wyrażała m.in. francuska Axa i inni światowi giganci. Za mało znaczącym Eureko, będącym luźną federacją ubezpieczycieli spółdzielczych, przemawiało zobowiązanie, że nie zrezygnuje z logo PZU i godzi się, aby był notowany na polskiej giełdzie.