W kasie jest coś, co nie pozwoli zarobić na lewo ani złotówki. – To kość pamięci fiskalnej – tłumaczy Sylwester Kiełbiowski z Urzędu Skarbowego Warszawa Wola. – Pozwala ona odtworzyć nie tylko każdą transakcję, ale odnotowuje także fakt otwierania szuflady z pieniędzmi. Nie ma więc mowy, żeby właściciel sklepu czy warsztatu pożyczył sobie jakąś sumę. Nawet, jak ją odda, sam fakt otwierania kasy może dać kontrolerom do myślenia.
Kasy fiskalne wprowadzono w Polsce w 1994 r., a na pierwszy ogień poszli właściciele sklepów. Dziś musi je mieć każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą dla indywidualnych klientów – fryzjer, kosmetyczka czy punkt ksero. Dzięki kasie fiskalnej wiadomo, czy deklarowane przychody, od których wylicza się podatki, są zbliżone do rzeczywistych. Najbardziej nie podobało się to taksówkarzom. Protestowali blokując samochodami centra wielkich miast. Musieli jednak ulec. Jako ostatni zwolnieni z obowiązku posiadania kas fiskalnych są jeszcze lekarze i prawnicy. Ale od maja przyszłego roku obejmie on także ich.
Wykrywacz kłamstw
Radość z likwidacji szarej strefy byłaby jednak przedwczesna. Ministerstwo Finansów nie wie, ile budżet zyskał na wprowadzeniu kas. Nie ma też szacunków, na ile wzbogacą go ukrywane do tej pory zarobki wielu lekarzy czy adwokatów. Dotychczasowe doświadczenia urzędów skarbowych nie pozwalają liczyć na kokosy. Winnymi tego stanu rzeczy jesteśmy my, klienci. Zamiast chować do kieszeni każdy paragon i domagać się kwitka, gdy go nie dostaniemy, w ogóle nie zwracamy na to uwagi. Tymczasem pozostawienie dowodu sprzedaży na ladzie zachęca drugą stronę do oszustwa. Wiadomo – okazja czyni złodzieja.