Parlament wciąż stara się zreformować spółdzielnie mieszkaniowe. W komisjach sejmowych jest kilka projektów ustaw, zmieniających zasady działania tych spółdzielni, a pod koniec listopada doszedł kolejny, zgłoszony przez posłów Platformy Obywatelskiej. Wnioskodawcy nie będą mieli łatwo, projektu nie popiera nawet koalicyjny PSL. Znalazło się w nim jednak kilka propozycji, które zasługują na uwagę, bez względu na to, jaki będzie ostatecznie ich los.
– Proponujemy nowy model spółdzielni mieszkaniowej, która docelowo ma zrzeszać właścicieli lokali – powiedziała podczas pierwszego czytania projektu ustawy posłanka Lidia Staroń, reprezentująca wnioskodawców. To główna idea projektu. Spółdzielcy, którzy mają mieszkania własnościowe, dostaliby z mocy ustawy prawo odrębnej własności. Bez sporządzania aktu notarialnego (patrz ramka). Posiadacze mieszkań własnościowych nie palili się dotychczas do pełnej własności. Przekształcenia objęły tylko 17 proc. takich mieszkań. Tzw. lokalem własnościowym także dziś można swobodnie dysponować. Ale posłowie PO uznali, że utrzymywanie dwóch rodzajów praw nie ma racji bytu. Jest to słuszne, ale nie znaczy, że proste.
Domy spółdzielcze stoją często na gruntach, które ani nie zostały oddane spółdzielniom w użytkowanie, ani nie są ich własnością. W PRL nie miało to znaczenia (zgodnie z zasadą, że wszystko jest nasze). Ustanowienie odrębnej własności mieszkań w tych domach wymaga uregulowania stanu prawnego gruntów i projekt daje na to właścicielom ziemi oraz spółdzielniom rok (od daty wejścia ustawy w życie). W przypadku niewywiązania się z tego obowiązku (przez podpisanie umowy, kupno, wystąpienie do sądu o wydanie orzeczenia) grunty stałyby się własnością spółdzielni przez zasiedzenie.
Dzięki tak radykalnym rozwiązaniom, cel zostałby zapewne osiągnięty: spółdzielnie zrzeszałyby w ogromnej większości właścicieli mieszkań (z wyjątkiem dzisiejszych posiadaczy prawa lokatorskiego).