Nadzieje były duże. Mundurowi już wybierali się na wielkie zakupy. Ostudził ich ogłoszony niedawno przegląd sprzętu i uzbrojenia potrzebnego do zabezpieczenia Euro 2012. Okazało się, że sprzętu wcale nie brakuje. Tyle że nie zawsze jest racjonalnie wykorzystywany. Od kilkunastu tygodni poszczególne formacje przestały być bombardowane ofertami kolejnych robotów saperskich (tylko jedna z jednostek specjalnych ma ich już cztery), lin do desantowania dla oddziałów, które nie mają dostępu do helikopterów czy kolejnych strzelb gładkolufowych do rozpędzania tłumów, skoro impreza ma być rodzinna. Mimo że sprzętu mamy dostatek, strategia bezpieczeństwa przed Euro wykuwa się w bólach. Ale od początku wiadomo było, że jak uda się nam bezpiecznie przeprowadzić te mistrzostwa Europy, będzie to prawdziwe mistrzostwo świata.
18 kwietnia 2007 r., zaraz po tym, jak opadła pierwsza euforia po wiadomości o przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Euro 2012, pojawiła się chwila refleksji. No, dobra, ale jak my to zabezpieczymy? – zapytał jeden z działaczy PZPN. Michał Listkiewicz, wtedy prezes związku, wyszedł gdzieś na chwilę. Po chwili przyniósł średniej wielkości książkę, położył ją na stole i powiedział: Zaczniemy od nauczenia się tego na pamięć. „Guide to Safety at Sports Grounds”, czyli „Podręcznik bezpieczeństwa na obiektach sportowych”, został opublikowany przez angielską Football Licensing Authority. W tym 264-stronicowym dokumencie słowo „bezpieczeństwo” w rozmaitych odmianach pojawia się 597 razy. Słowo „niebezpieczeństwo” – zaledwie 8.
Anglicy, słynący z najbardziej krewkich kibiców na świecie, mają też jedne z najbardziej bezpiecznych stadionów na świecie.