Cena 5 zł za litr benzyny 95 jeszcze niedawno wydawała się nierealnym koszmarem, a dziś to marzenie, bo na większości stacji trzeba płacić dużo więcej. Olej napędowy podąża w ślad za benzyną, jest tylko nieznacznie tańszy. Rafinerie tłumaczą, że wszystko przez wyjątkowo drogą ropę i osłabionego złotego. Zapewniają, że redukują swoje marże. Są świadome, iż cenowa spirala doprowadzi do spadku popytu i bezpośrednio boleśnie je uderzy. Już dziś, kto nie musi jeździć, ogranicza korzystanie z samochodu, a kto może, rozgląda się za sposobami zmniejszenia rachunków. Tymi legalnymi, jak np. zamontowanie instalacji na gaz płynny (LPG) lub sprężony gaz ziemny (CNG), a także nielegalnymi, jak np. wykorzystywanie oleju opałowego lub kupowanie paliwa przemycanego zza wschodniej granicy.
W rachunkach, jakie płacimy na stacjach, ponad połowę stanowią podatki: VAT, opłata paliwowa, a przede wszystkim akcyza. Ograniczenia tej ostatniej domaga się dziś od rządu opozycja. Minister finansów odpowiada, że to niemożliwe ze względu na deficyt budżetu. Akcyza paliwowa to jedna z najważniejszych pozycji w dochodach państwa, która w ubiegłym roku przyniosła 38 mld zł (VAT– 22,4 mld zł, opłata paliwowa – 2,9 mld zł). Drugim powodem są unijne wymogi określające minimalne stawki tego podatku. Te nasze są niewiele wyższe, więc gdyby nawet się zdecydować na obniżkę, pole manewru nie byłoby duże – pada wyjaśnienie.
Cel narodowy
Jedyne, co możemy zrobić, to obniżyć narodowy cel wskaźnikowy (NCW) – przekonuje Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki. Pod tym tajemniczym pojęciem kryją się biokomponenty paliwowe. Każdy litr sprzedawanego na stacjach paliwa zawiera dolewkę substancji pochodzenia roślinnego.