Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Lekcja nieodrobiona

Branża lotnicza rok po wybuchu islandzkiego wulkanu

Cieszyć się można tylko z postępów prac nad silnikami lotniczymi, którym pył wulkanu niestraszny. Cieszyć się można tylko z postępów prac nad silnikami lotniczymi, którym pył wulkanu niestraszny. jurvetson / Flickr CC by SA
Z powodu zeszłorocznej erupcji islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull linie lotnicze poniosły aż 1,7 mld dolarów strat. Jakie wyciągnięto z tego wnioski? Podobne zdarzenie znów spowodowałoby na europejskim niebie wielki chaos i ogromne straty.

Kilka tygodni temu, na początku kwietnia irlandzka linia Ryanair nieprzyjemnie zaskoczyła swoich pasażerów. Przewoźnik reklamujący się jako jedyny naprawdę tani ogłosił, że wprowadza dodatkową opłatę do biletu w wysokości 2 euro. Ma ona pokrywać koszty zakwaterowania i wyżywienia pasażerów na wypadek odwoływania lotów. Ryanair do dziś nie może się pogodzić z europejskimi przepisami, które zobowiązuje linie do opiekowania się klientami bez względu na powód utrudnień. Także w przypadkach działania siły wyższej, jak właśnie erupcja wulkanu, śnieżyce, huragany czy strajki kontrolerów lotów linie muszą zwrócić pasażerom koszty nieprzewidzianego noclegu i posiłków. Ryanair jako pierwszy wprowadził specjalną, wyodrębnioną opłatę na ten cel. I zapewne nie ostatni.

W sumie linie lotnicze z powodu erupcji islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull rok temu poniosły aż 1,7 mld dolarów strat. Na tę kwotę złożyły się nie tylko niesprzedane bilety, ale też właśnie pomoc pasażerom, którzy utknęli na lotniskach daleko od domu i przez kilka dni nie mogli podróżować dalej. Mimo apeli wielu linii ani Komisja, ani Parlament Europejski nie zamierzają zmieniać przepisów. A naciskają na to zwłaszcza tani przewoźnicy, którzy chcą ograniczyć maksymalny koszt pomocy – najchętniej do kwoty, jaką pasażer zapłacił za bilet. Tylko że taka zmiana dla klientów Ryanaira, płacących średnio 40-50 euro za bilet, byłaby absolutną katastrofą. Bo wówczas mogliby liczyć na zwrot kosztów najwyżej jednego noclegu lub kilku posiłków.

Ale na tym wcale nie kończą się żale przewoźników, będące pokłosiem zeszłorocznej erupcji. Wiele linii twierdzi, że chaotyczne zamykanie i otwieranie przestrzeni powietrznej pokazało, jak bardzo brakuje nam Jednolitej Europejskiej Przestrzeni Powietrznej. Także pod tym względem niewiele się zmieniło.

Reklama