Przyzwyczailiśmy się już do pogardliwego określania państw strefy euro z problemami mianem świń. Skrót PIIGS, pochodzący od pierwszych lider ich nazw w języku angielskim, wszedł do finansowego żargonu. Niestety, wkrótce może stać się on nieaktualny, bo nie obejmie wszystkich krajów, które wpadły w tarapaty. Najnowszy powód do zmartwień unijnych polityków to mały Cypr.
Pierwszy problem wyspy Afrodyty jest od dawna znany, ale z miesiąca na miesiąc staje się coraz poważniejszy. To bardzo silne powiązanie z grecką gospodarką, wynikające z kulturowej i historycznej bliskości. Co gorsza, szczególnie intensywne relacje dotyczą cypryjskiego sektora bankowego. Prawie 40 proc. udzielonych przez niego kredytów trafiło właśnie do Grecji. A gdy tamtejsza gospodarka pogrąża się w recesji, także i cypryjskie banki zaczynają odczuwać tego skutki.
Jakby mało było problemów, niedawno na Cyprze zniszczona została główna elektrownia, a wyspa boryka się z czasowymi przerwami w dostawach prądu. Są one na tyle poważne, że grożą kondycji całej gospodarki. Na domiar złego partie w parlamencie nie mogą dojść do porozumienia w sprawie budżetowych cięć. Jedna z agencji ratingowych straciła cierpliwość i obniżyła ocenę Cypru. Jeśli sytuacja się nie poprawi, wyspa będzie musiała prosić o pomoc finansową. Cypr to mała gospodarka, więc Unii nie zrujnuje, ale sam fakt wpisania kolejnego kraju na listę faktycznych bankrutów na pewno atmosfery w strefie euro nie poprawi.
Nieco w cieniu kłopotów południa kontynentu coraz większe trudności zaczyna mieć również inny spośród krajów, które niedawno przyjęły wspólną walutę. Stawiana dotąd za wzór sukcesu Słowenia z trwogą patrzy, jak szybko rośnie jej dług publiczny.