Jeszcze przed kilku laty 20-, 30-latkowie dostawali kredyty hipoteczne bez problemu. Sugerowano im nawet, żeby pożyczali sumy większe, niż planowali. Nie tylko na mieszkanie, ale i na meble. Te same banki, które niedawno prześcigały się we wciskaniu kredytów każdemu, dziś coraz więcej rodzin uznają za kredytowo niezdolne: ich zdaniem maleje prawdopodobieństwo, że pożyczkę spłacą. A takim najlepiej nie pożyczać.
PKO BP odmawia na przykład kredytu hipotecznego już 12–13 proc. chętnych, w innych bankach odsetek odmów jest podobny i również rośnie. Akcja kredytowa wyraźnie zwolniła tempo. W przyszłym roku o kredyt, zwłaszcza hipoteczny, będzie jeszcze trudniej. Przewiduje się kolejny kilkunastoprocentowy spadek.
Także dlatego, że bankom z kolei śrubę przykręca nadzorca, czyli Komisja Nadzoru Finansowego. KNF, widząc, co się dzieje z bankami na świecie, próbuje te nasze uchronić przed kłopotami. Lepiej, żeby banki straciły trochę klientów, niż miały narazić się na niewypłacalność, pożyczając tym, którzy mogą mieć kłopoty. Na przykład stracą pracę. Wciąż żywa i bolesna jest pamięć o nieszczęściu, jakie przyniosły amerykańskie kredyty „subprime”, przyznawane niemal każdemu.
KNF dmucha na zimne. Według Związku Banków Polskich kredyty hipoteczne zaciągnęło w Polsce 1 mln 557 tys. rodzin. W sumie winne są bankom 283,4 mld zł. W porównaniu ze starą Unią to niedużo. Zaledwie równowartość 17 proc. rocznego PKB. Tam wartość zaciągniętych pożyczek hipotecznych stanowi odpowiednik 38 proc. PKB. Oni jednak biorą ten rodzaj pożyczek od dziesięcioleci, my obecny stopień zadłużenia osiągnęliśmy zaledwie w kilka lat w stanowczo zbyt szybkim tempie.