Wielkie było zdziwienie dr. Emila Kuzebskiego z Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni, gdy niedawno zobaczył w gazetach reklamę: półmisek z rybą garnirowaną cytryną i cebulką oraz napis „Odkryj smak węgorza”. Niżej: unijne gwiazdy, logo Funduszu Po Ryby 2007–2013 oraz Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa.
Ekolodzy od lat alarmują, że węgorzowi europejskiemu grozi wyginięcie. W 2007 r. Unia Europejska nakazała krajom członkowskim opracować plany ochrony tej ryby. Na początku 2011 r. wprowadziła ograniczenia w handlu. Polskie Ministerstwo Środowiska szacuje, że w stosunku do lat 80. węgorzy jest dziś mniej o 95 proc. O co zatem Unii chodzi: chronić mamy węgorza czy go jeść? Z adnotacji pod reklamą prasową wynikało, że o coś jeszcze innego – o zrównoważone rybołówstwo.
Historia z węgorzem to ewidentny objaw grantozy – taki termin ukuto dla rozmaitych absurdów, które towarzyszą pozyskiwaniu pieniędzy z Unii przez organizacje pozarządowe. Grant na kampanię promocyjną, w której wystąpił węgorz, wygrało Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Rybactwa i Ochrony Środowiska Ryb-Eko z Olsztyna. Jego członkowie znają się na paszach, którymi karmi się ryby, na ich hodowli i przetwórstwie, lecz na promocji niekoniecznie. To zadanie zlecili firmie PR, która o węgorzu wiedziała tyle, że jest smaczny.
Etiologia choroby
Od lat mówi się, że pieniądze z UE zbyt często dostaje nie ten, kto powinien, i nie na to, na co naprawdę potrzeba. Szary obywatel słyszy zewsząd, że to Unia dyktuje różne absurdalne warunki. Ale spora ich część to dzieło polskiej administracji (centralnej i regionalnej), która na wszelki wypadek nie ma zaufania do nikogo, kto o pieniądze się stara.
Organizacje pozarządowe w Polsce najczęściej sięgają po pieniądze z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki (POKL), finansowanego przez Europejski Fundusz Społeczny (EFS).