Rynek

Dziura w górze

RAPORT ENERGETYCZNY: Jak to robią Amerykanie

Magazyn naftowy Big Hill - pod ziemią magazynowano tu 171 mln baryłek ropy naftowej. Magazyn naftowy Big Hill - pod ziemią magazynowano tu 171 mln baryłek ropy naftowej. Joe Raedle/News Makers / Getty Images/FPM
Ukryte w podziemnych silosach rakiety balistyczne strzegą militarnego bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Bezpieczeństwo sektora energii zapewniają ukryte w podziemnych zbiornikach strategiczne zapasy ropy. Decyzję o wykorzystaniu jednych i drugich może podjąć wyłącznie prezydent USA.
Zgromadzony tu surowiec stanowi własność rządu USA. Może zostać użyty tylko w sytuacji nadzwyczajnej, kiedy zagrożone jest bezpieczeństwo energetyczne kraju.Adam Grzeszak/Polityka Zgromadzony tu surowiec stanowi własność rządu USA. Może zostać użyty tylko w sytuacji nadzwyczajnej, kiedy zagrożone jest bezpieczeństwo energetyczne kraju.
Zapasy ropy zapewniają bezpieczeństwo nie tylko Amerykanom, ale po trosze także reszcie świata.Adam Grzeszak/Polityka Zapasy ropy zapewniają bezpieczeństwo nie tylko Amerykanom, ale po trosze także reszcie świata.

Rozmieszczenie amerykańskich rakiet stanowi tajemnicę państwową, ale gdzie znajdują się magazyny Strategicznej Rezerwy Naftowej (SPR – Strategic Petroleum Reserve), można się dowiedzieć wchodząc na stronę internetową tej rządowej instytucji. Są tam nawet informacje, ile milionów baryłek ropy słodkiej (lekkiej, zawierającej mniejszą ilość zanieczyszczeń, w tym siarki), a ile kwaśnej (ciężkiej) w danej chwili kryje się w zbiornikach.

Pod koniec października 2011 r. w czterech wielkich magazynach o łącznej pojemności 727 mln baryłek ropy ulokowanych nad Zatoką Meksykańską przechowywano 696 mln baryłek (1 m sześc. ≈ 6,29 baryłki). To mniej więcej tyle, ile Polska zużywa przez 3–4 lata. Dla Amerykanów to nie tak wiele. W ciągu jednego dnia wykorzystują ponad 19 mln baryłek, z czego ok. 12 mln pochodzi z importu. Dlatego rząd planuje, że strategiczna rezerwa powinna dojść do 1 mld baryłek. Po to budowany jest piąty magazyn. Zapasy ropy zapewniają bezpieczeństwo nie tylko Amerykanom, ale po trosze także reszcie świata. Możliwość skierowania na rynek dużej ilości surowca ogranicza nieco skłonność do ataków spekulacyjnych i prób politycznych rozgrywek.

Głębokie wzgórze

Big Hill jest jednym z magazynów naftowych. Nazwa robi wrażenie żartu, bo wokół jak okiem sięgnąć płaska jak stół preria. Kilkanaście mil na południe jest Zatoka Meksykańska i terminal naftowy w Nederland, a nieco dalej na północ leży Huston. Gdzie to wielkie wzgórze? Szefowie magazynów przekonują, że jak się dobrze przyjrzeć, to wzgórze jednak jest. Kiedy w 2005 r. huragan Katrina sprawił, że morze wlało się w głąb lądu zalewając okolicę, Big Hill wystawało z wody.

Magazyn przypomina twierdzę: potężne mury, ogrodzenia, kamery, uzbrojeni strażnicy pilnujący bramy i krążący terenowymi samochodami po okolicy. Przy wejściu rewizja jak na lotnisku. A za bramą, wielkie... rozczarowanie. Jakieś rury, pompy, baseny z wodą, magazyny, skromny budyneczek administracji. I niewiele więcej. Gdzie ta ropa?

Prawie 800 metrów poniżej powierzchni ziemi – wyjaśniają szefowie Big Hill. W kawernach solnych zmagazynowanych jest 171 mln baryłek ropy. Jest ich tu 14 – osiem z kwaśną ropą, sześć ze słodką. Każda z nich ma wysokość blisko 700 m.

Zgromadzony tu surowiec stanowi własność rządu USA. Może zostać użyty tylko w sytuacji nadzwyczajnej, kiedy zagrożone jest bezpieczeństwo energetyczne kraju. To zagrożenie może mieć charakter fizyczny, kiedy do rafinerii nie dociera wystarczająca ilość ropy. Albo ekonomiczny, gdy wydarzenia polityczne w Stanach lub na świecie doprowadzą do gwałtownego wzrostu jej ceny. W takich przypadkach może zostać podjęta interwencja, która polega na rynkowej sprzedaży części zgromadzonych zapasów.

Rezerwa w ziemi

Amerykańskie strategiczne rezerwy ropy naftowej mają ponadstuletnią historię. Po raz pierwszy oficjalnie ustanowiono je w 1910 r. Wtedy miały jednak zupełnie inny charakter. Motoryzacja była w powijakach, nikt nie ogrzewał domów piecami na olej opałowy. Królem był węgiel. Jednak marynarka wojenna USA przechodziła już z napędu parowego na spalinowy i potrzebowała coraz więcej paliwa wytwarzanego z ropy naftowej. Dlatego prezydent William Taft znacjonalizował kilka pól naftowych leżących na terenach stanów Kalifornia i Wyoming (potem doszło jeszcze jedno złoże na Alasce) jako strategiczne zapasy US Navy. Rezerwa obejmowała także niekonwencjonalne źródła: łupki naftowe i piaski bitumiczne.

Koncepcja zasobów niewydobywanej ropy jako strategicznych rezerw długo obowiązywała w polityce USA. Z różnymi efektami. Słynna afera korupcyjna Teapot Dome (od nazwy skały przypominającej imbryczek do herbaty), uznawana za największy skandal polityczny do czasów afery Watergate, dotyczyła właśnie prawa do pola naftowego należącego do strategicznych rezerw marynarki. US Navy dysponowała własnymi zasobami ropy aż do 1977 r., kiedy przekazała je Departamentowi Energii. Dziś, Morska Rezerwa Naftowa, zmieniła swój charakter i stała się obszarem państwowych badań w dziedzinie nowych technologii naftowych.

W latach 70. nastąpiła w USA radykalna zmiana koncepcji tworzenia rezerw ropy.

Ropozależni

Po pierwszym szoku naftowym z lat 1973–74, kiedy kraje arabskie nagle ograniczyły produkcję i ogłosiły embargo na dostawy do niektórych państw, w tym też do USA, Amerykanie uświadomili sobie, jak bardzo zależni są od importowanej ropy. Nawet krótkotrwała przerwa w dostawach może sparaliżować potężne mocarstwo. Własne złoża nic tu nie pomogą, bo uruchomienie wydobycia zajmuje długie miesiące, a tu przecież liczą się dni. Z tego powodu zapadła decyzja o magazynowaniu surowej ropy. Już od czasu zakończenia II wojny kilka razy rozważano taki projekt, najbliżej do jego realizacji było w latach 50. w czasie kryzysu sueskiego. Jednak dopiero w latach 70. zabrano się do pracy.

Postanowiono wykorzystać zbiorniki w złożach solnych ciągnących się wzdłuż Zatoki Meksykańskiej. Dogodna lokalizacja pozwalała na transport wypłukiwanej solanki rurociągami daleko w morze, a świetna infrastruktura przemysłu naftowego była dodatkowym atutem. W okolicy kawern są porty do przeładunku importowanej ropy, rurociągi naftowe i gęsta sieć zakładów rafineryjnych. Zresztą pierwsze kawerny wykorzystywane do magazynowania rezerw strategicznych rząd odkupił od firm naftowych. Potem dobudowywał własne.

 

W USA koszt jednej kawerny to 50–90 mln dol. Szefowie SPR przekonują, że w warunkach amerykańskich jest to najtańszy z możliwych sposób magazynowania ropy – 10 razy tańszy od zbiorników naziemnych i 20 razy od tych w skalnych sztolniach.

Budowa kawern jest procesem długotrwałym. W Big Hill prace zaczęto w 1982 r., a zakończono dziewięć lat później. Poza ługowaniem zbiorników konieczna była budowa infrastruktury powierzchniowej – rurociągów na wodę, solankę, ropę oraz wielkich tłoczących je pomp. W ciągu jednej doby ze zbiorników Big Hill można wypompować 1,1 mln baryłek.

Czekanie na kryzys

Ostatnia taka operacja odbyła się latem tego roku, kiedy wydarzenia w krajach arabskich mocno zdestabilizowały sytuację na rynku ropy. Członkowie Międzynarodowej Agencji Energii (EIA) uzgodnili wówczas interwencyjne skierowanie na rynek 60 mln baryłek. Z tego połowę wzięły na siebie USA. Decyzją prezydenta Baracka Obamy Strategiczna Rezerwa Naftowa wystawiła na sprzedaż 30 mln baryłek. 5,5 mln popłynęło z Big Hill.

Poprzednia, równie duża operacja miała miejsce w 2005 r. po przejściu huraganu Katrina, który spustoszył wybrzeże Zatoki Meksykańskiej i ograniczył możliwości importu surowca i jego przerobu (w tym rejonie zlokalizowane jest 25 proc. amerykańskiej produkcji rafineryjnej). A wcześniej, w 1991 r., sprzedano część zapasów w czasie irackiej operacji Pustynna Burza.

Amerykańscy prezydenci podejmują więc decyzje o losie strategicznych rezerw raz na kilka, kilkanaście lat. Po każdej takiej operacji zapasy muszą być odtworzone. Można odnieść wrażenie, że poza tym pracownicy magazynów SPR siedzą i pilnują urządzeń, sprawdzając okresowo czy jakość ropy nie ulega pogorszeniu. Cisza, spokój.

Jest jednak inaczej, bo ropa z kawern jest wypompowywana i tłoczona dużo częściej. Departament Energii (DOE), który administruje rezerwą, ma prawo do przeprowadzania niewielkich operacji handlowych w przypadku lokalnych kryzysów produkcyjnych na rynku amerykańskim. Producenci, którzy z jakichś względów znaleźli się w opałach (najczęściej na skutek regularnie pojawiających się tu huraganów), mogą zwrócić się o pożyczkę z zapasów SPR. Transakcja rozliczana jest w naturze: pożyczkobiorca musi w odpowiednim czasie zwrócić odpowiednio więcej ropy, niż otrzymał. Nadwyżka jest formą oprocentowania takiej pożyczki.

W ten sposób rząd amerykański uzupełnia i powiększa swoje zapasy. Ma dziś w soli zakonserwowany spory majątek: wartość infrastruktury magazynowej według oficjalnego szacunku DOE to 5 mld dol., zaś zgromadzonej ropy – 17 mld dol. To dość skromne wyliczenia, bo przy dzisiejszych cenach surowca ta wartość jest kilka razy wyższa. Rezerwa nie ma na celu maksymalizowania zysku, więc średnia wartość transakcji nie przekracza 30 dol. za baryłkę.

Amerykanie są też gotowi dzielić się magazynami z innymi krajami, które chcą u nich przechowywać swoje zapasy. Oczywiście nie za darmo – to jeden z pomysłów na obniżenie kosztów funkcjonowania SPR, które wynoszą 130–230 mln dol. rocznie. Dlatego Big Hill leży w specjalnie wydzielonej strefie bezcłowej, gdzie można łatwo sprowadzać i magazynować ropę od zagranicznych właścicieli.

Oprócz surowej ropy i oleju opałowego rząd USA nie magazynuje innych gotowych paliw, co jest powodem częstej krytyki. Amerykanie nie mają dużych nadwyżek przetwórczych w branży rafineryjnej, więc jakakolwiek awaria w którymś z zakładów tworzy problemy zaopatrzeniowe. Bo na surowej ropie pojechać się nie da.

 

Raport przygotowaliśmy we współpracy merytorycznej z partnerami z branży energetycznej – Grupą LOTOS i Grupą PERN Przyjaźń.

Polityka 51.2011 (2838) z dnia 14.12.2011; Rynek; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Dziura w górze"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną