Wokół Grupy Bumar, największego polskiego producenta broni i pośrednika w jej handlu, dużo się ostatnio dzieje. Komunikacja jest dwutorowa. Z samej Grupy płyną pozytywne komunikaty o sfinalizowaniu ogromnego kontraktu z Indiami o wartości 275 mln dol. Od właściciela, czyli Skarbu Państwa, płynie z kolei coraz więcej informacji, że firma idzie w złym kierunku i nie obędzie się bez zmian w zarządzie. Doszło już nawet do tego, że „Rzeczpospolita” w informacji „O nich będzie głośno w przyszłym tygodniu” zapowiedziała odwołanie Edwarda E. Nowaka, prezesa Bumaru. Prezes Nowak cały czas zajmuje swoje stanowisko, ale ciemne chmury nad nim i całą Grupą Bumar są coraz gęstsze.
Podobno właściciel za pośrednictwem rady nadzorczej zadał zarządowi firmy dużo trudnych pytań. Na przykład, jakim wynikiem zakończył się kontrakt na sprzedaż 48 czołgów do Malezji? W kwietniu zeszłego roku rzeczniczka Bumaru obiecywała, że do końca 2011 r. kontrakt wreszcie zostanie podsumowany. – Nie umiem jeszcze odpowiedzieć, czy na tym kontrakcie będzie strata – mówi dziś prezes Nowak. Według niepotwierdzonych oficjalnie danych strata na kontrakcie szacowana jest na minimum 40 mln zł. Ale to tylko spekulacje.
Państwo chciałoby się również dowiedzieć, jak firma wydała 90 z ponad 378 mln zł pomocy, którą we wrześniu 2011 r. przyznano Bumarowi. – Do dziś nie są rozliczone żadne kwoty. Pojawiły się wątpliwości, które są na bieżąco wyjaśniane – mówi Magdalena Kobos, rzecznik ministra skarbu.
Właściciel zdziwił się również, dlaczego w latach 2009 i 2010 w pozycji księgowej – usługi obce (doradcze, obsługa kontraktów eksportowych, prowizje agencyjne) zwiększono wydatki z 82 do 178 mln zł.
Największy niepokój wzbudza zamieszanie wokół kontraktu indyjskiego.