Gdybyś zaopatrzył się we wszystkie gadżety, na które wpadli pomysłowi producenci, twoje życie wyglądałoby tak:
W pokoju dziecięcym dzwoni eurobudzik. Jest licencjonowany, czyli z pełnym eurologo plus motywy zatwierdzone przez UEFA i dwa razy droższy niż asortyment pasożytujący na mistrzostwach, wykorzystujący wizerunek piłki, flagi, orła i inne. Dostępny w wariantach: koszulka ze wskazówkami do zawieszenia na ścianę albo puszka zaczynająca tykać dopiero po jej otwarciu.
Ubrany w europiżamę, dźwigasz się z europościeli („Jak sobie pościelisz, tak wygra twoja drużyna”) i europoduszek („Śnij o zwycięstwie”). W łazience wycierasz twarz euroręcznikiem frotte („Nie ma prawdziwego kibica bez ręcznika i szalika”). Licencjonowany producent: firma tekstylna Faro. Wskakujesz w eurobokserki (chińszczyzna z marketu).
Pijesz kawę/herbatę z eurokubka (prosty, baryłka, owal, skośny, klepsydra – wszystkie wzory dostępne), odstawiasz go na europodkładkę korkową. Zalewasz dzieciom mlekiem biało-czerwone płatki śniadaniowe.
Żona wyciera pupę najmłodszemu licencjonowanymi eurochusteczkami nawilżanymi firmy Hygienika. Ubierasz go w biało-czerwone body z Dalekiego Wschodu (nadruki: „Kibicuję z mamą”, „Kibicuję z tatą”, „Przyszłość polskiego futbolu”). Licencjonowana dziecięca rozmiarówka zaczyna się od lat 4.
Zakładasz dziecku licencjonowany eurośliniaczek i do eurobutelki ze smoczkiem przelewasz soczek Gerber (smak gruszkowy i winogronowy z limitowanej serii „Kadra 2032” ( „Żeby przyszła reprezentacja rosła z Nestlé”). Starszym do europlecaka (z opcją na kółkach) pakujesz europiórnik (dostępne płaskie, z kieszenią, dwusuwakowe), do piórnika: euroołówek, -gumkę, -plastelinę, -kredki bambino, -flamastry, -farbki, -zeszyty, -bloki, -temperówki.