Minister zdrowia nie ma ani władzy, ani pieniędzy. Te znajdują się w NFZ. Bartosz Arłukowicz właśnie zwrócił się do premiera z wnioskiem o odwołanie jego prezesa Jacka Paszkiewicza. Na personaliach jednak nie powinno się zakończyć. Na razie w sytuacjach awaryjnych, których ostatnio zdarza się coraz więcej, minister okazuje się kompletnie bezradny. Ponosi polityczną odpowiedzialność za to, co tylko w niewielkim stopniu zależy od niego.
Lekarze znów grożą protestem. Od 1 lipca nie będą wypisywać leków refundowanych. Na szczęście tylko w gabinetach prywatnych. Powodem protestu wydaje się bezradność ministra wobec podległego mu Narodowego Funduszu Zdrowia. W wyniku poprzedniej odmowy wypisywania recept, na skutek interwencji Bartosza Arłukowicza, z ustawy wykreślono zapis o odpowiedzialności finansowej lekarzy za błąd na recepcie. Ale, już poza plecami ministra, pojawił się znowu – w umowach, które lekarze, chcąc zachować prawo do ordynowania leków refundowanych, muszą podpisać z NFZ. Prezes funduszu okazał się silniejszy od ministra. Protest ma spowodować, że lekarze okażą się silniejsi od prezesa. W tej próbie sił pacjenci znów staną się zakładnikami.
Sytuacja nie jest wcale czarno-biała, a racje są po obu stronach. W niektórych sprawach jesteśmy skłonni przyznać ją lekarzom, na przykład gdy domagają się przywrócenia możliwości zaordynowania medykamentu nie tylko zgodnie ze wskazaniami rejestracyjnymi producenta. Zastosowanie się do przepisu oznaczałoby bowiem na przykład, że wielu leków nie można przepisać dzieciom, których we wskazaniach się nie wymienia, gdyż unika się prowadzenia na nich badań klinicznych. Druga strona też jednak ma racjonalne argumenty.