Rynek

Ujawniamy zarobki Polaków

Krajowa lista płac

Na pytanie, ile Polak zarabia, jest tylko jedna zadowalająca odpowiedź: za mało. Na pytanie, ile Polak zarabia, jest tylko jedna zadowalająca odpowiedź: za mało. Leszek Zych / Polityka
Związkowcy chcą, by informacje o zarobkach były jawne. Kiedy każdy każdemu będzie mógł zajrzeć do kieszeni, znikną spekulacje i niedomówienia. Uprzedzając fakty, dokonaliśmy lustracji zarobkowej Polaków: ile my właściwie zarabiamy?
Polityka
Polityka
Polityka
Polityka
Polityka

Pity na stół! – wezwał przewodniczący OPZZ Jan Guz. „Ujawnienie PIT, szczególnie przez osoby zajmujące ważne funkcje w życiu społecznym, ucięłoby spekulacje na temat poziomu dochodów kadry kierowniczej, polityków, dziennikarzy czy związkowców. Dzięki temu powszechna stałaby się wiedza, jaka jest relacja między poziomem wynagrodzeń związkowców i poziomem dochodów prezesów spółek, elit dziennikarskich czy środowisk politycznych” – wyjaśnił w swoim apelu. To wezwanie do zarobkowej lustracji jest kolejną odsłoną w narastającym konflikcie na linii związki zawodowe–rząd. Związkowcy zapowiadają gorący wrzesień i próbę sił, w trakcie której będą upominać się o podwyżki. Dlatego zerwali rozmowy w Komisji Trójstronnej, gdzie wraz z przedstawicielami rządu i pracodawców mieli uzgodnić wysokość płacy minimalnej na przyszły rok.

Poszło o bankomaty

Bezpośrednią przyczyną pomysłu ujawnienia zarobków stał się konflikt w Grupie PKP, którą od 2012 r. twardą ręką kieruje Jakub Karnowski. Ten młody finansista, były prezes PKO TFI, a w przeszłości doradca prezesa NBP Leszka Balcerowicza, dostał zadanie zrobienia wreszcie porządków w PKP i przygotowania spółek przewozowych do wejścia na giełdę. W pierwszej kolejności ma to dotyczyć przewoźnika towarowego PKP Cargo. Kolejarscy związkowcy znienawidzili Karnowskiego od pierwszego dnia, bo mało, że nie jest kolejarzem, to w przeciwieństwie do poprzedników nie słucha się związkowców, a dotychczas to oni rządzili na kolei. Pogrąża go związek z Balcerowiczem i to, że do PKP ściągnął grupę podobnych sobie młodych bankowców zwanych przez kolejarzy pogardliwie bankomatami.

Związkowcy wysłali więc donos do premiera: „średnie zarobki Prezesa Jakuba Karnowskiego (59 tys. zł miesięcznie) plus premia roczna w wysokości 6-miesięcznego wynagrodzenia i podobnie Członków Zarządu PKP SA wzrosły prawie 3-krotnie. Jak to jest, że poprzednie Zarządy PKP SA musiały przestrzegać »ustawy kominowej« a Pan Jakub Karnowski – wychowanek Leszka Balcerowicza (jak sam podkreśla) nie musi tych przepisów przestrzegać?”.

Prezes zrewanżował się, ujawniając, że Grupa PKP łoży na związki zawodowe 25 mln zł rocznie. To 2,5 razy więcej niż potężny, uzwiązkowiony i dużo bogatszy koncern KGHM. W PKP działa 20 ogólnopolskich central związkowych i dziesiątki związków. 15 mln zł pochłaniają same płace 189 etatowych związkowców (zwolnionych z obowiązku pracy), a do tego dochodzi 9 mln zł na wynagrodzenia osób oddelegowanych czasowo do działalności związkowej (100 proc. wynagrodzenia bez obowiązku świadczenia pracy).

Najbardziej jednak związkowców ubodło, że prezes podniósł rękę na jednego z liderów Solidarności w PKP Cargo Józefa Wilka, który, jak się okazuje, zarabia 33–39 tys. zł miesięcznie, podczas gdy średnie zarobki w Cargo wynoszą 3,8 tys. zł. Przy okazji wyszło na jaw, że te zarobki były prawdopodobnie po części efektem oszustwa, więc skończyło się na doniesieniu do prokuratury.

Do prasy wyciekły też informacje o wysokich zarobkach innych liderów, co „Super Express” skomentował w swoim stylu: „oto jak pasą się na kolei związkowi bogacze”. Dlatego szefowie central związkowych stracili cierpliwość i zażądali, by we wszystkich firmach wywieszać listy z informacjami o zarobkach. „Przy jawności płac zwiększyłby się nacisk na zmniejszenie rozwarstwienia dochodowego. Nie do zaakceptowania są często spotykane obecnie sytuacje, gdy w firmach prezes zarabia dziesiątki razy więcej niż jego szeregowi pracownicy” – przekonuje szef OPZZ.

Na państwowym i prywatnym

Według najnowszych badań GUS, aktywnych zawodowo jest 55,5 proc. Polaków w wieku produkcyjnym. W sumie pracuje 15,3 mln osób, z czego 8,5 mln to mężczyźni, a 6,8 mln kobiety. Z tej grupy 11,9 mln osób jest pracownikami najemnymi. Pozostali to pracodawcy, w tym także samozatrudnieni, czyli pracujący na własny rachunek oraz pomagający członkowie rodzin. Spośród pracowników najemnych ok. 8,7 mln jest zatrudnionych na czas nieokreślony, 3,1 mln ma umowy czasowe.

Proponowana lustracja zarobkowa dotyczyłaby zapewne pracowników najemnych. Co by ujawniła? Po pierwsze, że nominalne płace rosną. Rośnie też szybko płaca minimalna – jeśli w 2005 r. wynosiła 849 zł, to w tym roku jest to już 1600 zł (w przyszłym roku będzie 1680 zł). Średnia emerytura w skali kraju to 1820 zł, najwyższymi mogą się pochwalić Ślązacy (2137 zł). Średnia renta rolnicza – 1054 zł.

W drugim kwartale tego roku przeciętne wynagrodzenie brutto wyniosło 3612 zł – o 3,3 proc. więcej niż przed rokiem. Ekonomistów ten skromny wzrost nie zachwycił, ale odzwierciedla on wciąż słabe tempo rozwoju polskiej gospodarki. Na naszą korzyść działa niska inflacja, która sprawia, że także w wymiarze realnym wynagrodzenia rosną. W ubiegłym roku był z tym problem.

Przeciętne wynagrodzenie podawane przez GUS jest wielkością statystyczną odzwierciedlającą tendencje gospodarcze, ale osobę niezorientowaną może wprowadzać w błąd. Nie oznacza, że większość Polaków otrzymuje wynagrodzenie zbliżone do podanej kwoty. W rzeczywistości wynagrodzenia niższe od 3543 zł otrzymuje blisko 65 proc. zatrudnionych, a jedynie 10 proc. zarabia powyżej 5850 zł. (Dlatego w publikowanym przez nas zestawieniu przeciętnych wynagrodzeń w poszczególnych zawodach podawana jest nie średnia statystyczna, ale mediana, czyli wielkość dzieląca populację zatrudnionych na równe części; połowa zarabia poniżej tej kwoty, a połowa powyżej).

Najlepiej zarabiają przedstawiciele władz publicznych, wyżsi urzędnicy, kierownicy i specjaliści, a także technicy. Do najlepiej wynagradzanych branż należą sektory informatyczny i bankowy oraz górnictwo i energetyka. Generalnie wyższe wynagrodzenia zapewnia państwo niż przedsiębiorcy prywatni, co wyjaśnia, dlaczego związkowcy stawiają taki opór prywatyzacji.

Silniejsi i mądrzejsi

Drugą odmiennością w systemach wynagradzania pracodawców prywatnych i państwowych jest różna ocena kwalifikacji. Państwo wyżej ceni wysiłek fizyczny, pracodawcy prywatni więcej płacą tam, gdzie wymagane są wysokie kwalifikacje. – Z naszych badań wynika, że członkowie zarządów w spółkach kontrolowanych przez państwo zarabiają średnio o 30–40 proc. mniej niż ich odpowiednicy w spółkach prywatnych – wyjaśnia Barbara Mierzejewska, ekspert z dziedziny zarządzania zasobami ludzkimi z firmy PwC, współautorka raportu na temat wynagradzania prezesów i członków zarządów spółek giełdowych. Państwo ma tendencję do spłaszczania struktury wynagrodzeń, bo to bardziej podoba się wyborcom. Panuje przekonanie, że w Polsce mamy do czynienia z nadmiernym, a co gorsza rosnącym, rozwarstwieniem dochodów i trzeba z tym walczyć. Tymczasem z badań wynika, że tzw. współczynnik Giniego, mierzący stopień nierówności dochodów, w przypadku Polski nie odbiega od średniej UE.

Polityka wynagradzania stosowana przez państwo budzi zastrzeżenia prywatnych pracodawców. – Państwo może sobie pozwolić na podwyżki nawet wówczas, gdy firma przynosi straty, bez związku ze wzrostem wydajności, może też nie zwracać uwagi na sytuację rynkową. Państwowe firmy są chronione, działają głównie w branżach, w których nie spotykają się z prywatną konkurencją albo jest ona śladowa. Koszty takiej polityki, np. w górnictwie czy energetyce, są po prostu dopisywane odbiorcom do rachunku. To ogranicza konkurencyjność polskiej gospodarki – ubolewa Jeremi Mordasewicz z Lewiatana, członek Komisji Trójstronnej reprezentujący stronę pracodawców.

Problem dostrzega także dr Kazimierz Sedlak, ekspert w dziedzinie wynagradzania. Jego zdaniem państwo nie prowadzi polityki wynagradzania opartej na kryteriach merytorycznych, ale nie przekroczyło również granic racjonalności, dlatego nie mieliśmy problemów, jakie stały się udziałem krajów, które popadły w poważny kryzys, jak Grecja czy Cypr. Zastrzeżenia budzi natomiast polityka fiskusa, który ogranicza możliwości prowadzenia nowoczesnej polityki wynagrodzeń opartej na tzw. łącznych korzyściach z pracy (Total Rewards). – Poza wynagrodzeniem finansowym pracodawca może zaoferować pracownikowi dodatkowe formy gratyfikacji, które mają wymiar niepieniężny, np. szkolenia, opiekę medyczną, kartę wstępu do klubu fitness. To tworzy silniejsze relacje między pracownikiem a pracodawcą. Tymczasem fiskus stara się zniechęcać pracodawców do takiej polityki. Wszystko przelicza na pieniądze i obciąża podatkami. Władze nie zdają sobie sprawy ze szkodliwości takiej polityki, która ogranicza rozwój kapitału społecznego – wyjaśnia dr Kazimierz Sedlak.

Starczą 2–3 tysiące...

Na pytanie, ile Polak zarabia, jest tylko jedna zadowalająca odpowiedź: za mało. I to mimo że w ciągu ostatnich dwóch dekad nasza zamożność wrosła w stopniu nienotowanym w historii. – Od 1990 r. średnia płaca wzrosła ponad 30-krotnie. Tempo wzrostu wynagrodzeń wyprzedziło przyrost PKB, wydajności pracy, a także inflacji – wyjaśnia dr Kazimierz Sedlak. Choć pod względem siły nabywczej nasze zarobki dają nam dopiero 20 pozycję w UE, to jednak tempo wzrostu w latach 2005–11 – 72,5 proc. – sytuuje nas na drugim miejscu za Słowacją.

Statystyka jest jednak słabą pociechą, bo porównując się z obywatelami bogatszych krajów, zadajemy sobie pytanie: dlaczego my nie możemy zarabiać tak jak oni? Ta rozterka nieobca jest nawet Bronisławowi Komorowskiemu. Dlatego kiedy dziennik „Fakt” zwrócił się do Kancelarii Prezydenta z pytaniem o miesięczne zarobki głowy państwa, otrzymał odpowiedź, że wynoszą one 20 137,64 zł brutto (12,3 tys. zł plus dodatek funkcyjny 5,3 tys. zł oraz za wysługę lat), z ubolewającym komentarzem, iż „zarobki Prezydentów takich państw, jak na przykład Austrii, Czech, Estonii, Litwy, Łotwy, Słowacji czy Węgier znacznie przewyższają zarobki Prezydenta Polski”. To wywołało typową dla brukowców reakcję oburzenia, że prezydent ma za darmo mieszkanie, wikt i opierunek oraz pensję astronomicznej wysokości, a jeszcze mu mało. Tabloidy specjalizują się w pisaniu o zarobkach osób znanych i mnożeniu kontrastów: „on zarabia dziesiątki tysięcy, a emeryt musi żyć za...” itd. A potem jest o darmozjadach, pasibrzuchach, bo kontrasty płacowe są emocjonalnym paliwem, które napędza prasę brukową i Internet.

Instytut Badania Opinii Homo Homini przeprowadził badanie dotyczące aspiracji zarobkowych Polaków, z którego wynika, że ponad 40 proc. badanych byłoby zadowolone, zarabiając 2–3 tys. zł netto. Jedynie 2 proc. uznało, że do godnego życia potrzebne jest więcej niż 7 tys. zł. Można to uznać z jednej strony za realną ocenę sytuacji (średnie wynagrodzenie netto to dziś ok. 2,6 tys. zł), z drugiej jednak za brak aspiracji do poprawy swojej sytuacji ekonomicznej, które są motorem rozwoju gospodarczego. Takie aspiracje mają za to młodzi absolwenci, którzy wchodząc na trudny rynek pracy, oczekują pierwszych zarobków minimum 3 tys. zł netto.

Premie odroczone

Ze wszystkich badań widać, że dominują nastroje egalitarne. Na tego typu emocjach zbudowana została tzw. ustawa kominowa, ograniczająca zarobki osób zarządzających w spółkach, w których większościowym akcjonariuszem jest Skarb Państwa. Mogą oni zarabiać najwyżej sześciokrotność średniego wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw (czyli dziś ok. 22,8 tys. zł) i to niezależnie, jak dużą i skomplikowaną firmą zarządzają. Taki pułap wynagrodzeń mocno odstaje od poziomu rynkowego, co powoduje problemy z pozyskaniem fachowców. Trwa więc dyskusja na temat zliberalizowania przepisów kominowych. Ostatnio Senat odrzucił kolejną próbę zmiany ustawy zaproponowaną przez ministra finansów, który chciałby indywidualnie ustalać limity wynagrodzeń prezesa i członków zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego: prezes miałby zarabiać 60 tys. zł, pierwszy wiceprezes – 55 tys., a wiceprezes – 50 tys. zł miesięcznie. Głosami senatorów PiS projekt został zablokowany, choć projektodawca przekonywał, że w prywatnej bankowości prezes banku zarabia średnio 140 tys. zł.

W podobnym duchu toczyła się dyskusja w sprawie wynagrodzenia prezesa Polskich Inwestycji Rozwojowych Mariusza Grendowicza, byłego prezesa BRE Banku, który ma dziś zarządzać potężnym funduszem inwestycyjnym Skarbu Państwa. Mniej wszystkich interesowało, co zrobi z miliardami, którymi będzie zarządzał, a bardziej to, ile będzie brał miesięcznie. Stanęło na 60 tys. zł. Jak to możliwe, skoro nie uchylono ustawy kominowej? Bardzo prosto: za pomocą kontraktu menedżerskiego. Menedżer obejmujący stanowisko działa jako firma wynajęta do zarządzania. Taki prezes na samozatrudnieniu nie podlega już ograniczeniom ustawowym. Inną metodą zwiększania dochodów są dodatkowe wysokopłatne stanowiska w radach nadzorczych spółek-wnuczek (spółki-córki ustawa obejmuje). W podobny sposób mogą zwiększać zarobki samorządowcy. W efekcie zarobki włodarzy miast często wyprzedzają pensje włodarzy kraju. Wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz – 28,7 tys. zł, prezydent Gronkiewicz-Waltz – 23,3 tys. zł (dodatkowo pracuje na UW), prezydent Gdańska Paweł Adamowicz 35,5 tys. zł. Nawet wójtowie małych gmin, jak np. Krupskiego Młyna (woj. śląskie), mogą pochwalić się 11,1 tys. zł miesięcznie.

Problemów z wysokością wynagrodzeń nie ma w spółkach, w których Skarb Państwa jest mniejszościowym akcjonariuszem, nawet jeśli je kontroluje (jak. np. PKN Orlen), a także w firmach prywatnych. Teoretycznie mogą płacić swoim prezesom i członkom zarządów tyle, ile uznają za stosowne. W praktyce i one mają z tym pewien problem, zwłaszcza spółki giełdowe, które muszą podawać, ile wydają na swoje zarządy. To budzi emocje akcjonariuszy, a także organów nadzorczych. Dlatego, jak przyznają eksperci PwC, uzyskanie w spółkach informacji o wynagrodzeniach kadry zarządzającej napotyka spore trudności.

To problem nie tylko Polski. W wielu krajach już stosuje się tzw. premie odroczone – wypłacane po roku lub dłuższym czasie, kiedy wiadomo już, na ile osiągnięcia zarządzającego miały trwały charakter. Tego typu wymóg w przypadku banków wprowadziła już Komisja Nadzoru Finansowego.

Kasa odjeżdża wehikułem

Na liście najlepiej wynagradzanych prezesów w 2012 r. pierwsze miejsce zajął prof. Janusz Filipiak, prezes Comarchu. Zarabiał prawie 12 mln zł, czyli milion miesięcznie! To wywołało spore wrażenie, a sam Filipiak musiał się ze swoich zarobków gęsto tłumaczyć w „Gazecie Wyborczej”. Pod wrażeniem jest też prof. Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha i ekspert podatkowy. Jemu akurat zaimponowała nie tyle wysokość uzyskiwanych dochodów, ale sam fakt, że Filipiak, który wraz z żoną mają pakiet kontrolny w Comarchu, płaci sobie jako prezesowi wynagrodzenie. Rzadko który znany biznesmen we własnej firmie pobiera pensję. Jeżeli już, to taką, która nie będzie kłuła w oczy, a w razie czego pozwoli wyjąć PIT i go pokazać.

Zarobki najbogatszych Polaków pochodzą z dywidendy, która zwykle transferowana jest do zagranicznych firm zwanych wehikułami podatkowymi. – Pan prof. Filipak jest przykładem godnym pochwały, bo od tych 12 mln zł zapłacił w Polsce podatek. Gdyby wytransferował je za granicę, podatek byłby minimalny albo mogłoby go nie być wcale – tłumaczy prof. Gwiazdowski.

Dlatego dyskusja na temat tego, ile zarabiają Polacy, z konieczności musi się skończyć na wynajętych prezesach spółek i banków, a nie na osobach z listy 100 najbogatszych Polaków. Z reguły są one rezydentami podatkowymi innych krajów, więc ile miesięcznie zarabiają Kulczyk, Solorz czy Czarnecki, zapewne się nie dowiemy. Prawdopodobnie oni sami tego dokładnie nie wiedzą. Musimy się zadowolić informacją, że zarabiają bardzo, bardzo dużo.

Ważne zawody/stanowiska nieujęte w tabeli

Premier – 16 tys. zł plus dodatki (2 tys. za sprawowanie mandatu poselskiego, 2,5 tys. diety poselskie), w sumie ok. 21 tys. zł • Wicepremier – 15 tys. zł plus dodatki (jeśli jest posłem) • Minister – 14 tys. zł plus dodatki • Prezes NBP – 33 tys. zł • Poseł – 9,9 tys. zł plus dieta 2,5 tys. zł • Poseł do Parlamentu Europejskiego – 34 tys. zł plus diety 18 tys. zł • Prezydent miasta/burmistrz – maksymalnie 12,3 tys. zł (plus dodatki – stażowy, funkcyjny, 13 pensja itd.) • Członek zarządu OFE – 53 tys. zł

Kto ile zarabia?

Pilot. (2) Najwięcej zarabia się w regularnych liniach lotniczych. Wiele zależy od linii i jej kondycji ekonomicznej. Najwięcej zarabia kapitan, pierwszy oficer (drugi pilot) ok. 50 proc. mniej. Pensja obejmuje określoną liczbę wylatanych godzin, za nadgodziny płaci się dodatkowo. Najlepiej zarabiają piloci na połączeniach międzykontynentalnych. Kapitan w Locie zarabia ok. 13–15 tys. zł, w WizzAir ok. 20 tys. zł, a w Ryanair czy EasyJet – po 10 tys. euro.

Adwokat. (3) To zawód wyjątkowo rynkowy, zarobki zależne są od kwalifikacji, talentu, ale także przebojowości adwokata. Arystokracja tego zawodu liczy zarobki w dziesiątkach tysięcy złotych. To głównie adwokaci pracujący w największych aglomeracjach, w kancelariach sieciowych, obsługujący wielkie firmy i skomplikowane sprawy z dziedziny obrotu gospodarczego. Adwokaci w mniejszych ośrodkach, zajmujący się drobnymi sprawami karnymi, rozwodami czy działami spadków, często ledwo wiążą koniec z końcem.

Sędzia. (5) Wynagrodzenia regulują przepisy określające pensję zasadniczą, zależną od średnich zarobków w gospodarce, oraz dodatki, zwłaszcza funkcyjny i za długoletnią pracę. Sędziowie z racji specyfiki zawodu mają bardzo ograniczone możliwości pracy dodatkowej. Sędzia sądu rejonowego o tym samym stażu pracy zarabia o ok. 1–2 tys. zł mniej niż jego kolega w sądzie okręgowym, a ten z kolei ustępuje nieco sędziemu sądu apelacyjnego. Sędziowie wolni są od trosk dotyczących niskiej emerytury – mają ją zagwarantowaną w wysokości 75 proc. wynagrodzenia otrzymywanego na ostatnio zajmowanym stanowisku.

Makler. (10) Makler to profesja trudno dostępna, o najbardziej zróżnicowanych zarobkach. Wynikają one z podziału na maklerów zajmujących się klientami indywidualnymi i instytucjonalnymi. Ci drudzy zarabiają znacznie lepiej, bo obracają zdecydowanie większymi pieniędzmi, a część ich zarobków (ok. 20 proc.) zależna jest od sukcesów inwestycyjnych.

Programista. (14) Wynagrodzenie bardzo uzależnione jest od znajomości języków programowania. Najniżej wyceniana jest praca w języku php (używanym do tworzenia stron internetowych) – 4–4,5 tys. zł. Programiści systemowi języków wysokiego poziomu (zwłaszcza Python) mogą liczyć na najwyższe wynagrodzenia.

Żołnierz zawodowy – oficer. (16) Wojsko ze wszystkich służb mundurowych ma najbardziej rozbudowany system wynagrodzeń. Składa się z uposażenia zasadniczego oraz wielu dodatków (specjalnego, motywacyjnego, służbowego, za długoletnią służbę). Do tego dochodzą nagrody okresowe, jubileuszowe, uznaniowe itd., a także należności z tytułu pełnienia służby poza granicami kraju. Podporucznik zaczynający karierę może liczyć na 3–4 tys. zł, podpułkownik 6–7 tys. zł, generał 14 tys. zł.

Górnik. (20) Wynagrodzenia różnią się w zależności od stanowiska, stażu pracy i kondycji przedsiębiorstwa. Duża ich część wynika z przywilejów Karty Górnika (dodatkowe pensje czy nagrody jubileuszowe). Najlepiej płaci KGHM, gdzie przeciętne wynagrodzenie wynosi 9 tys. zł. Gorzej jest w kopalniach węgla kamiennego.

Stomatolog. (25) Zarobki są zróżnicowane w zależności od kwalifikacji, regionu oraz tego, czy lekarz jest zatrudniony w publicznej służbie zdrowia czy w prywatnym gabinecie. Początkujący lekarz w publicznej przychodni może liczyć na ok. 2 tys. zł netto. W dużych miastach po kilku latach zarobki sięgają 4–6 tys. zł. Zarobki lekarzy ze specjalizacją w prywatnych klinikach – powyżej 10 tys. zł.

Przedstawiciel handlowy. (33) Zarobki są silnie zróżnicowane w zależności od regionu i branży. Z reguły mają charakter prowizyjny uzależniony od efektywności – niska pensja podstawowa plus premia za wyniki. Wynagrodzenie uwzględnia także samochód służbowy, telefon i laptopa. W województwie mazowieckim można liczyć na ok. 4 tys. zł, w pozostałych ok. 3 tys. Arystokracją są tu przedstawiciele medyczni zarabiający 5–6 tys., ale od nich wymagane jest wykształcenie medyczne.

Policjant. (39) Kursant (odbywający szkolenie) dostaje 1,6 tys. zł plus zakwaterowanie i wyżywienie. Po mianowaniu – 2,4 tys. zł. Dzielnicowy, kontroler ruchu – 3,1 tys. zł. Komendant powiatowy ok. 6,7 tys. zł, wojewódzki – 8,8 tys. zł, komendant główny – 14,2 tys. zł. Do tego dochodzą dodatki, m.in. za wysługę lat i szarżę.

Spawacz. (49) Zarobki są bardzo uzależnione od kwalifikacji i typu zadań. Najmniej zarabiają spawacze gazowi, ok. 2–3 tys. zł netto. Spawanie w technologii MIG/MAG czy TIG, zwłaszcza skomplikowanych konstrukcji i rurociągów, daje wyższe zarobki: 5–6 tys. zł. Polscy spawacze nie mają też problemu ze znalezieniem pracy za granicą.

Dziennikarz. (51) W mediach stosowane są dwa systemy wynagrodzeń: stała pensja plus honoraria autorskie (za opublikowany artykuł, zdjęcie, audycję itd.) oraz jednolite wynagrodzenie. Ze względu na trudną sytuację wielu wydawców ogranicza liczbę etatowych dziennikarzy, a pozostałym proponuje system samozatrudnienia. Nieliczne grono dziennikarskich gwiazd, zwłaszcza w TV, podpisuje indywidualne kontrakty. Wysokość wynagrodzenia w dużym stopniu uzależniona jest od talentu i wydajności dziennikarza, pełnionej funkcji oraz sytuacji ekonomicznej wydawcy.

Geodeta. (53) Początkujący nie może liczyć na wysokie zarobki – dostaje około pensji minimalnej. Nieco lepiej można zarobić w przypadku pracy w administracji państwowej. Na wyższe wynagrodzenie geodeta może liczyć po uzyskaniu specjalistycznych uprawnień zawodowych. Wysokość zarobków ma też charakter sezonowy (więcej wiosną i latem).

Kierowca autobusu. (54) Zarobki zależą przede wszystkim od miasta i doświadczenia zawodowego. W spółkach samorządowych duże znaczenie ma staż pracy. Najlepiej zarabiają kierowcy komunikacji miejskiej w dużych aglomeracjach. Najgorzej – pracujący w niesprywatyzowanych PKS.

Strażak. (62) Wynagrodzenie składa się z wielu składników: podstawy i dodatków (za stopień, funkcję, motywacyjnego, za szczególne kwalifikacje). Ważne jest też miejsce pełnienia służby. Najniższa grupa płacy zasadniczej to ok. 1,5 tys. zł, najwyższa 4,9 tys. zł. Przykładowe dodatki za stopień: strażak 680 zł, ogniomistrz 790 zł, kapitan 1000 zł, generał brygadier 1380 zł.

Aktor. (77) Pensja w teatrze składa się z podstawy, ustawowego dodatku za staż pracy oraz tzw. normy, czyli wynagrodzenia za każde zagrane przedstawienie. W Teatrze Narodowym w Warszawie najwyższa pensja wynosi 3500 zł, norma 300–800 zł, we wrocławskim Teatrze Współczesnym – 3200 zł i 250–500 zł, w Teatrze Jaracza w Łodzi 1500–3200 zł plus ustawowy dodatek za staż i norma od 200 do 400 zł. Debiutujący aktor w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie zarabia 1500 zł plus od 300 do 450 zł za spektakl.

Współpraca: Cezary Kowanda

Polityka 34.2013 (2921) z dnia 20.08.2013; Temat tygodnia; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Ujawniamy zarobki Polaków"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną