Pity na stół! – wezwał przewodniczący OPZZ Jan Guz. „Ujawnienie PIT, szczególnie przez osoby zajmujące ważne funkcje w życiu społecznym, ucięłoby spekulacje na temat poziomu dochodów kadry kierowniczej, polityków, dziennikarzy czy związkowców. Dzięki temu powszechna stałaby się wiedza, jaka jest relacja między poziomem wynagrodzeń związkowców i poziomem dochodów prezesów spółek, elit dziennikarskich czy środowisk politycznych” – wyjaśnił w swoim apelu. To wezwanie do zarobkowej lustracji jest kolejną odsłoną w narastającym konflikcie na linii związki zawodowe–rząd. Związkowcy zapowiadają gorący wrzesień i próbę sił, w trakcie której będą upominać się o podwyżki. Dlatego zerwali rozmowy w Komisji Trójstronnej, gdzie wraz z przedstawicielami rządu i pracodawców mieli uzgodnić wysokość płacy minimalnej na przyszły rok.
Poszło o bankomaty
Bezpośrednią przyczyną pomysłu ujawnienia zarobków stał się konflikt w Grupie PKP, którą od 2012 r. twardą ręką kieruje Jakub Karnowski. Ten młody finansista, były prezes PKO TFI, a w przeszłości doradca prezesa NBP Leszka Balcerowicza, dostał zadanie zrobienia wreszcie porządków w PKP i przygotowania spółek przewozowych do wejścia na giełdę. W pierwszej kolejności ma to dotyczyć przewoźnika towarowego PKP Cargo. Kolejarscy związkowcy znienawidzili Karnowskiego od pierwszego dnia, bo mało, że nie jest kolejarzem, to w przeciwieństwie do poprzedników nie słucha się związkowców, a dotychczas to oni rządzili na kolei. Pogrąża go związek z Balcerowiczem i to, że do PKP ściągnął grupę podobnych sobie młodych bankowców zwanych przez kolejarzy pogardliwie bankomatami.
Związkowcy wysłali więc donos do premiera: „średnie zarobki Prezesa Jakuba Karnowskiego (59 tys. zł miesięcznie) plus premia roczna w wysokości 6-miesięcznego wynagrodzenia i podobnie Członków Zarządu PKP SA wzrosły prawie 3-krotnie.